|
Forum gildii Władcy Sirionu Serwer Abhro
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Bentley
Administrator
Dołączył: 16 Paź 2006
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nowy Sącz
|
Wysłany: Śro 15:43, 08 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
no to napiszcie jakieś opowiadanie oparte w świecie StarCrafta Chętnie przeczytam i ocenie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Oveos
Poring
Dołączył: 01 Lis 2006
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 15:11, 10 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Edgar Twoja wypowiedź jest bardzo interesująca
Zależy mi na tym, by rozbudować opisy postaci. Niestety brak mi na to czasu, no i jest to jedna z moich (jakże wielu) słabości charakteru- wszystko spłycam
Nie chciałem stworzyć obrazu mrocznego, pełnego zła i smutnego. Nie miała być to rzeź, a jedynie historia z elementami budzącymi pewien niepokój w czytelniku.
Ale zgadzam się z tym, co napisałeś. Tekst jest niekompletny i zawiera dużo luk.
Jeśli kiedyś skończę to pisać, dam Tobie linka do strony na której będziesz mógł przeczytać całą historię
Czekam z niecierpliwością - Ed
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Yogurt
Władca Sirionu
Dołączył: 29 Paź 2006
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Kraków?
|
Wysłany: Śro 15:21, 15 Lis 2006 Temat postu: sen O_O |
|
|
Ale miałem sen O_O tak realistyczny a zarazem tak nie możliwy!!! Po nim wnioskuje, że za dużo fantasy w mojej głowie, ale cóż spróbuje go opisać moim marnym zasobem słów. Nie będę opisywał imion poszczególnych osób, bo ich nie znam. Ani nie będę pisał szczegółowo, bo tego tez dobrze nie pamiętam za to niektóre sceny pamiętam bardzo dobrze. XD przypominam, że to mój sen xD Jednak dodam wstęp wymyślony żeby nie było
Niebo rozsiane było białymi obłokami. W forcie trwały przygotowania do przyjazdu elfów. Nie daleko jakieś 20 mil od fortu stał zamek króla. Fort miał być przystankiem dla elfów przyjeżdżających na wizytę do króla ******. Ja jako samotny łowca przygód nie podległy nikomu nie mający żadnej ziemi, siedziałem w karczmie i piłem wino. Jedyne, czemu byłem tymczasowo podległy to król, w końcu trzeba za coś żyć. Nasz król ***** prowadził wojnę z mrocznym władcą *****. Po jakimś czasie nastał czas przyjazdu elfów. Karawana pięknych pojazdów wjechała do fortu. Były to złote karoce osłaniane przez elfickich rycerzy w srebrnych zbrojach. Wyszedłem z karczmy by zobaczyć jak wyglądają ich miecze. Jako że miałem obsesje, jeśli chodzi o oręż. Wiadomo, czym lepszy oręż, tym więcej stworów lepszej jakości można utłuc. No a miecze tych, że elfów były widać magiczne wyglądały na masywne powiewały im u pasów jak by ważyły jak marnej jakości szpada. Gdy karoce stanęły na środku fortu, z jednej z nich wysiadła piękna elficka pani a wraz z nią jakiś facet. Widać ważny, bo się wszyscy kłaniali. Ehh to też się ukłoniłem przeca nie chce mieć problemów. Karczmarz, który stał obok mnie powiedział.
-Widzę, że nie wiesz, kto to.
-Taaa. – Odpowiedziałem bezinteresownie. – Otóż jest to król elfów, przyjechał, aby złożyć propozycje naszemu władcy o sojusz w walce z *****(o mrocznego władcę chodzi).
- O rzesz, że ja nie wiedziałem takich rzeczy. – No jak się siedzi, co dzień w karczmie i pije wino to nie ma się, co dziwić. – Odpowiedział z uśmiechem. – No a teraz będą rozmawiać z generałem. Z jednego z drewnianych domów wyszedł odziany w złotą zbroje męrzczyzna. Tak to generał *****, już miałem szanse spotkania się z nim na polu bitwy, dobrze, że był po tej samej stronie.
Z jednej z karoc wysiadła jasno włosa elfka. W pięknej jedwabnej sukni. Była ładniejsza od królowej. Według mnie. No, ale zabijając w sobie nadzieje ruszyłem z powrotem do karczmy.
Kończąc kufel wina spostrzegłem jak właśnie elfka, którą widziałem wchodzi do karczmy wraz z kapitanem. – Ej ty. Chyba krzyczał w moją stronę. Obróciłem się i spojrzałem na niego. – Tak ty. Generał Cię prosi o przysługę. Dodał szybko. – Dobrze. Zgodziłem się do tej pory pamiętam jak ***** przejął cios topora jednego z orków na swój miecz. No uratował mi chłop życie a takich rzeczy się nie zapomina. – Masz zawieść tę oto pani do zamku króla. I przekazać ten list. Podał mi kopertę z pieczęcią królewską. – Wyruszasz natychmiast, Musisz być tam przed zachodem słońca. – Dajcie konie. Ruszamy. Już czułem, że coś złego nastąpi. Generał nie wysyła posłańców o byle bzdety do króla. Ruszyłem do stajni z piękna elfką. Kapitan powiedział. – Weźmiecie jednego konia, mogą być nam potrzebne. O to ja już wiem, co się szykuje. Bitwa, Taktyka generała opiera się głównie na walce konnej. Więc szybko dosiadłem konia wraz z elfką i ruszyliśmy, czym prędzej do zamku.
Kim jesteś piękna pani? – Powiedziałem do pasażerki. Jestem *****. Odpowiedziała z uśmiechem. Po kilku godzinach jazdy i jakże interesownej rozmowy, dojechaliśmy do ***** (miejscowość, nazwa zamku). Wbiegając do zamku z koperta w rękach krzyczę. – Królu!!! Bitwa się szykuje. – Król z uśmiechem na mnie patrzy. Heh w końcu znamy się dobrze, ale to już inna historia. – Szykować konnych zaraz mają być gotowi. Bierze ode mnie list i czyta. – Mroczny ***** szykuje napad na fort i zamek. Wielka armia zbliża się będą o zmierzchu pod fortem szykujemy się już do bitwy prosimy o wsparcie. – Heh dobrze hej chłopie obiecuje ci, ze, jeśli tym razem znowu przeżyjesz to masz u mnie zamek i ziemie. – Dobrze mój panie. Usmiechnołem się.
Wracając opowiedziałem historie znajomości mojej i króla. Jak to się poznaliśmy jak ramie w ramie walczyliśmy razem. Ona zafascynowana widać moja osobą wtuliła się we mnie i powiedziała. – Proszę, przeżyj tę bitwę. Może ja ci w niej nie pomogę, ale coś może ci w tym pomóc. Powiedziała. – A co to? Spytałem z zaciekawieniem. Jest to miecz mojego dziadka. Magiczny miecz. Wręczę ci go z przyjemnością, jesteś dobrym człowiekiem.
Po dojechaniu na miejsce armia była już w szyku bojowym. Zsiadłem z konia i zobaczyłem generała podbiegłem do niego. I powiedziałem. – Melduje się, posiłki przybyły. Krzyknąłem. – Dobrze chłopcze. Ostrzegam to będzie krwawa bitwa oni mają Oronosy Powiedział z niepokojem generał. Popatrzyłem z przerażeniem na generała, który był już zalany potem. Nerwy pewnie tak. Miałem kiedyś do czynienia z *****. Są to wielkie mamuto podobne stwory kroczące na dwóch łapach. Niezrównana szybkość do tego wielka siła. Z jednym walczyłem, prawie zgnoiłem gdyby nie trafny strzał z łuku w oko. To ich jedyny słaby punkt. Na całym ciele maja skore grubości kilku centymetrów pokrytą futrem.( Tu się zaczyna mój sen) Zajrzałem z muru miasta. Siła wroga jest potężna. To chyba cała armia *****. Będzie ciężko. Podbiegł do mnie posłaniec i mówi – Elfia pani ***** prosi cię do swojej komnaty. Jedyne bezpieczne miejsce, podziemne komnaty. Szybko ruszyłem do karczmy. Tam jest zejście do komnat tak dobrze ukryte, że nawet wróg nie zdoła zauważyć gdzie ono jest. Podziemne komnaty łączą się tunelem z jaskinią około 2 mil za miastem. Szybko zszedłem schodami w piwnicy karczmy. Wchodząc do komnaty ***** (elfki), zobaczyłem stojącego króla i królową elfów. Król elfów rzekł do mnie – Nie będę sprzeczał się z wolą mojej córki. – Zaskoczony, nie wiedziałem, że to jest księżniczka elfów. A ja z nią rozmawiałem jak z jakąś podwładną. Szybko ukląkłem na jedno kolano i powiedziałem – O panie wybacz mi me zachowanie nie wiedziałem, kim jest twa osoba. Ona odrzekła – Nie szkodzi. Jesteś Dobrym człowiekiem a zarazem mężnym wojem. Chcę podarować ci oręż mego dziadka. Proszę. Wyciągła z długiego kufra potężny miecz. Długość jego wynosiła jakieś 7 stóp a grubość jego była jak blok żelaza, z którego się wykuwa miecze. Wyciągnęła go z taka lekkością, jakby ten miecz ważył tyle, co pordzewiała szabla. Jest on magiczny – powiedziała. Aby ci udowodnić jego moc kładę go na ziemi a ty podnieś go. Położyła miecz i ja chwyciłem rękojeść i podnoszę.... A on ani drgnie. Jego ciężar jest tak wieli, że nie da się go podnieść. Król uśmiechnął się, po czym odrzekł. – Jedynie wielkie silenosy (takie kozły wielkości olbrzymów chodzące na dwóch łapach) potrafiłyby unieść ten miecz. Z zdziwieniem powiedziałem – to jak Pani potrafiła go podnieść? – Spytałem, zauważając, iż w mym pytaniu można było czuć trochę idiotyzmu. – Otóż ***** ma na sobie pieczęć założoną przez jej dziadka. Tylko ona może go nosić, jednak, jeśli komuś chce przekazać miecz musi przekazać także i pieczęć. Popatrzyłem na *****. A ona podeszła dotknęła mojej ręki i wypowiedziała jakieś dziwne słowa po elficku. Nagle zobaczyłem tylko błysk. – Już możesz wziaść miecz. Mam nadzieję, że będziesz rozsądnie z niego korzystał. Powiedział król. Przytaknąłem i powiedziałem. – Czas gotować się do boju. Król i królowa wyszli z komnaty. ***** Podeszła do mnie, przytuliła i powiedziała – Mam nadzieję, że przeżyjesz, i opowiesz mi wiele historii twego życia. – Dobrze. Odpowiedziałem i wyszedłem z pokoju. Wychodząc na powierzchnie podbiegłem do generała i powiedziałem. – Generale ***** wiem, że przychodzę nie w porę, ale mam prośbę. – Jaką? Spytał – Proszę o najszybszego konia z fortu. Wiem, że proszę o zbyt wiele, ale mój oręż będzie skuteczniejszy. On z zmieszaniem popatrzył na mnie i na miecz. Po czym dodał – O borze masz miecz Starego króla elfów!!! Krzyknął i zaczął się miotać. – Ludzie szybko dawać tu najlepszego rumaka, jakiego mamy!!! Jeden z rycerzy podbiegł i przekazując lejce powiedział – Proszę niech ci służy. – Dziękuje zacny rycerzu. Powiedziałem i wsiadłem na konia.
- Do szyku!!!! Krzyczał generał. Przygotować się!!! Wielkie wrota otworzyły się. A za nimi słychać było kroki potężnej armii mrocznego władcy. Wraz z tymi krokami widać było w oddali wielkiego Oronosa, tąpnięcie za tąpnięciem.... Zaczęło się
Wielka armia ruszyła w stronę fortu. Ja i mój miecz stałem na lewej flance. Postanowiłem zaskoczyć wroga i szarżować sam na niego, dlaczego? Taktyka mrocznych sił była banalna. Przegrupowywali się i ruszali w głąb fortu grupami. Ruszyłem. Jedyne, co czułem to był strach? Adrenalina? Może rozsądek, który podpowiadał mi abym się wycofał i walczył z resztą armii. Jednak biegłem dalej, słychać sapanie konia i krzyk grupy orków, do której się zbliżałem. Strzały!! Uchyliłem się kładąc na koniu. Szybki zwód z koniem, aby przeprowadzić cięcie. Wyciągam miecz na grupę, orków. Cięcie. Pięciu orków natknęło się na ostrze. I wszyscy polegli. Następna grupa. Cięcie. Trzy głowy spadają na ziemie. Zdziwienie, potęga tego ostrza jest niesamowita. Wbiegam w jedną alejkę za dużo wrogów skupiło na mnie uwagę. Gdzieś tu powinna stać grupa mieczników. Biegnę. Jest – Biegnie tu grupa zbrojnych orków! Przygotujcie się! Ustawiłem się wraz z żołnierzami. Nagle z alejki, z której wyjechałem wybiega grupa goblinów łuczników. Oddają strzał. Mój koń dostał jedną w nogę. Pada na ziemie, zeskakuje z niego i chowam się za filarem. Strzały świszczą. Zerkam przez ramię. Grupa naszych łuczników strzela z muru do goblinów. Padają jak muchy. Wybiegamy z miecznikami na środek fortu. Z krzykiem wbiegam w grupę wilczych jeźdźców. Jednym obrotem ciała wraz z ostrzem przecinam w pół czterech jeźdźców. Wrogowie cofają cię lekko do tyłu. Przerażenie widzę w ich oczach. Nie dziwię się gdybym widział taką potęgę też bym się bał. Ba uciekałbym w popłochu. Rzucam się w grupę demonicznych bestii. Kilkoma cięciami likwiduje stwory. Nagle na wprost nie pojawia się chyba ork, generał albo kapitan mrocznego władcy. Widać, że ważny ma czarną wielką zbroje płytową, z srebrnymi akcentami w kształcie smoków. Uśmiecha się i krzyczy – Den wash ard udkish!! Zaczyna biec w moją stronę z wielkim toporem. Ork ten był wielkiej postury. Wyprowadza uderzenie w moją stronę. Robię unik. Uderzam z prawej. Blokuje. Moje uderzenie rozbiło topór kapitana na pół. On z wielkim zdziwieniem popatrzył na strzępy oręża w jego ręku. Popatrzył jeszcze raz na mnie klęknął i krzyczał – Darsh na ja kigh! Po chwili dodał po ludzku. – Zsaabij!!! Sciołem go. Czarna krew trysnęła mi w twarz. Chwila ciszy w mojej głowie. Widzę chaos wokół mnie. Patrzę i widzę ostrza mieczy i toporów zderzających się nawzajem. Krew, ciała, pot leje się z walczących. Chwila nie uwagi i słyszę – Ej chłopcze! Nie czas na przemyślenia! To generał. Popatrzyłem tylko i ruszyłem w bój. Zaraz nad bramą pojawił się wielki oronos. Tak ta wielka bestia. Biegnę w stronę jej. Ona depcze wszystko na jej drodze. Odwrót. Biegnę w stronę karczmy. Karczma ma trzy piętra, może zdołam wyjść, kiedy potwór będzie biegł koło niej i zdołam przeprowadzić cięcie. Może potęga miecza coś zdziała. Zaraz za potworem wyjeżdża wieża oblężnicza wrogiej armii. Wbiegłem na dach karczmy. Łucznicy strzelają w oronosa. – Nie strzelać w niego!!! Wasz atak nie ma sensu strzelać w wrogów na dole. Jeden z łuczników odpowiada. – Ale panie ta potwora zniszczy nas wszystkich! Spanikowany krzyczy. – Róbcie co mówię! Gdy powiem strzelicie mu w oko! Tylko musi przejść obok nas. Może zdołamy upiec dwie pieczenie na jednym ogniu! Powiedziałem głośno. Wielki oronos przeszedł obok karczmy depcząc naszych rycerzy. Nagle widzę generała ***** jak wydaje rozkaz strzału łucznikom z drugiego końca fortu w oronosa. Wściekły kolos biegnie w stronę generała i jednym machnięciem wielkiej mamuciej trąby chwyta generała i rzuca nim o mur fortu. – TERAZ!!!! Krzyczę. – Strzelajcie!!! Salwa łuczników trafiła w potworę. Ona obróciła się i zaczęła biec w stronę środka fortu. – Nie strzelać! Wskoczę na niego! Krzyknąłem. – Ale panie zabijesz się! Powiedział łucznik. – Nie martw się. Jak skoczę i będzie miał otwarte szeroko oko to wszyscy strzelacie w nie!!! Ale dopiero jak będzie miał szeroko otwarte zrozumiano? – Tak jest. Powiedzieli chórkiem łucznicy. Oronos zbliża się do karczmy. Robię rozbieg i skaczę. Cięcie prosto w trąbę wielkiego mamuta. Trąba odpada. Straszny ryk kolosa. Widzę przerażenie w jego oczach. Teraz strzelajcie! Myślę sobie. Spadam na ziemie. Bum. Upadłem. Czuje połamane kości. Nie mogę się ruszyć. Nagle widzę kolosa, który dostaje salwę strzał w oko. Bestia mota się i w panice biegnie na wieżę oblężniczą. Krew tryska mu z rany od cięcia. Zderzenie z wieżą. Padł.
Koniec budzę się wraz z uderzeniem o ziemie wielkiego kolosa. Patrzę, co się dzieje. Heh 4:43 pić na stole szklanka herbaty. Pije, o nie mam jush, następna szklanka. Ehh ide spać. Myślę sobie: pasowałoby to zapisać jak wstanę. No i zapisałem. A text może być nieco zmieszany bo kopjowałem go z worda.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Felix
Poring
Dołączył: 17 Paź 2006
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Avalon
|
Wysłany: Czw 8:37, 16 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Że też mi sie śnią tylko takie dziwne sny jak np:
Mój młodszy brat w wielkości XXL goniący mnie przez pustynię.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Danael
Poring
Dołączył: 12 Lis 2006
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tortuga
|
Wysłany: Czw 13:48, 16 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
To ja wam opisze mój chory sen.
Szedłem przez pustynie, bez wody oczywiście i jedzenia. I tak szedłem i szedłem aż zobaczyłem oazę. Ucieszony podbiegłem a tam zza palmy wypadł meksykanin w ponczo i sombrero. Spojrzał na mnie i zapytał się z uśmiechem na ustach:
- Może burito...
No i wtedy się obudziłem. Dalej zastanawiam się jak to możliwe żeby takie pierdoły mi się przyśniły :shock:
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Bentley
Administrator
Dołączył: 16 Paź 2006
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nowy Sącz
|
Wysłany: Czw 15:42, 16 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
hehe Yogurt dobre te opowiadanie.. tylko mam prośbę...
nie pal tyle zielska przed snem
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Yogurt
Władca Sirionu
Dołączył: 29 Paź 2006
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Kraków?
|
Wysłany: Czw 18:20, 16 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
<owned>http://yogurt.justgotowned.com/<owned>
xD <---------- Wymowny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Migoq Aki
Poring
Dołączył: 13 Lis 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 3:08, 19 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
kiedys , ze 2,5 roku temu pisalem kronike-opowiadanie dla mojego klanu Diablo II , ktora pozniej - jakies poltora roku pozniej - przepisalem na papier, ulepszajac ja dzieki pozyskanej wiedzy i wyrachowaniu , mialo to jakies 200 stron w sumie i bylo o niebo lepsze od wersji , ktora napisalem owego czasu. Wkleje Wam tutaj kawalek tej imfantylnej i slabej pierwszej wersji , ktory mi zostal na hdd po xx formatach , jest to taki mix diablo 2 z ragnarokiem , moze komus zabije troche nudy (pewnie zreszta wytnie duza czesc , bo phpbb ma do tego sklonnosc )
Prolog , A.D 1548
-GIN!! - krzyknal wojownik w strone jednego z trzech najwiekszych wcielen zla , Diablo Pana Grozy.
Wbil ostrze prosto w miejsce gdzie powinno znajdowac sie serce , i nastala chwila ktora zdawala sie byc wiecznoscia , w koncu , Diablo padl martwy i jedyne co po nim zostalo to kamien duszy Diablo , wojownik zabral go ze soba i wrocil do Tristram , gdzie zostal okrzykniety najwiekszym bohaterem swiata.Wojownik zaniosl kamien radzie starszych w Tristram , a oni po dokladnym go obejrzeniu kazali wojownikowi wbic go sobie w glowe , wojownik niewiele myslac zrobil to...Po kilku dniach mieszkancy Tristram zauwazyli u niego radykalna zmiane , stal sie malomowny i zamkniety w sobie.Pewnego dnia , bez ostrzezenia opuscil Tristram , ktore zaraz potem zostalo zniszczone przez hordy demonow z piekla rodem...I wszystko rozpoczelo sie na nowo...
Rozdzial Pierwszy , Prolog Aktu Pierwszego , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Siodmy
-Stojcie! - krzyknela lotrzyca napinajac strzale na luk i celujac w trojke zakapturzonych wedrowcow
W calym obozowisku zawrzalo.Wszyscy mieszkancy zbiegli sie aby zobaczyc co sie stalo.Na przod wyszla ich duchowa przywodczyni - Akara. Kaplanka byla drobna kobieta , odziana w fioletowa szate do samej ziemi , natomiast glowa skryta byla pod kapturem przez co widac bylo tylko jej niewielkie usta.
-Kim jestescie i czego tu szukacie?- spytala rzeczowo
Jeden z wedrowcow wyszedl na przod , wyraznie bylo slychac szczek zbroi spod dlugiego plaszcza ; wedrowiec ukleknol , wykonal znak krzyza i wstal patrzac Akarze prosto w oczy.
-Jestesmy ostatnimi z pewnego klanu z Tristram , ktorzy przezyli masakre , poprzysieglismy zemste na tym ktory to spowodowal ; a nazwalismy sie Telum Caelumi - Bron Niebios.
Akara po gescie powitalnym wedrowca wyczula , ze jest on Paladynem , nadal jednak nic niewiedziala o pozostalej dwojce.
-Nazywam sie Akara - rzekla - jestem najwyzsza kaplanka Zakonu Siostr Niewidzacego Oka.
Wedrowiec ktory wystapil odrzucil kaptur ukazujac twarz czlowieka ktory niejedno widzial na tym swiecie , mial sylwetke mezczyzny o sporej sile miesni , o czym swiadczyla spora szerokosc "barow" oraz niezbyt duza jak na mezczyzne szerokosc talii , Paladyn o krotko scietych czarnych wlosach , i przyjaznym wyrazem oczu rzekl:
-A ja nazywam sie Zychu , jestem ostatnim z rodu Paladynow Swiatla.
Wedrowiec stojacy po lewej stronie Zycha bezszelestnie sie zblizyl , tak ze stali ramie w ramie z Paladynem i odrzucil swoj kaptur , ukazujac nieprzenikniona twarz ktora jakby nigdy sie nie usmiechala , i dlugie biale wlosy opadajace mu na ramiona , byl rowny wzrostowi Zychowi i niewiele wezszy w "barach" od Paladyna , lecz widac na goly rzut oka ze rycerz ma bardziej uwydatnione miesnie ; co jednak nie musialo i wcale nie znaczylo o znaczej slabosci bialowlosego w stosunku do Zycha ; ale najdziwniejsze byly oczy bialowlosego , byly zarazem przyjazne i mrocze , lecz oba swiecily blekitnym blaskiem , ktory Akara rozpoznala jako energie KI , potezna energie...
-Moje imie Migoq , Migoq Aki , jestem Mnichem zakonu zwanego Lin-No-Wu.
Po obserwujacych przeszedl szept niedowierzania.
-Mnich?! tutaj?! - rzekla szczerze zdziwiona Akara - Udowodnij !
Migoq zrzucil z siebie plaszcz wedrowca i stal przed wszystkimi ubrany w czarne kimono.
-Jak sobie zyczysz...- rzekl bez uczucia
Rozlozyl ramona na boki i nagle jego rece rozswietlila migoczoca niebieska poswiata. Migoq zlaczyl silnym klasnieciem dlonie , i z poswiaty wokol dloni wylecialo 5 niewielkich "kulek" , zwanych sferami ducha , poswiata z ramion Mnicha znikla , i ten stanal normalnie."Kulki" natomiast powoli krecily sie wokol niego
-Prosze bardzo...- rzekl takim samym tonem bezuczuciowym tonem Mnich
Akare zatkalo.Teraz miala pewnosc ze mowil prawde , tylko potezni Mnisi potrafili wykonac chociaz jedna sfere ducha , i zajmowalo im to sporo czasu , a Migoq bez problemu stworzyl piec sfer , "zdumiewajace" pomyslala kaplanka.
Zblizyl sie ostatni z wedrowcow , zdecydowanie najdrobniejszy z calej trojki.Odrzucil , a wlasciwie odrzucila kaptur , i oczom Akary ukazala sie najpiekniejsza kobieta jaka miala okazje zobaczyc.Dlugie brazowe wlosy opadaly za ramiona , piekna twarz byla bardzo przyjazna i chyba wiecznie usmiechnieta , oczy byly jakby barwy teczy , nie moznoscia bylo okreslic ich koloru , proporcje ciala godne byly iscie bogini. .Odezwala sie aksamitnym glosem
-Nazywam sie Hoshi , dla przyjaciol Stokrotka , jestem Amazonka.
Akara , jak i praktycznie wszystkie lotrzyce usmiechnely sie , to wlasnie Amazonki nauczyly zakon walczyc lukiem , tak ze prawie im w tym dorownywaly.
Po tych powitaniach lotrzyce przyjely nasza trojke bohaterow. Byla to dla nich najszczesliwsza chwila od wielu dni , ale wiedzieli po co tu przybyli i ze nie bedzie to juz takie mile przezycie...
Rozdzial Drugi , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Osmy
Obudzily ich odglosy walki , usiedli i zobaczyl lotrzyce walczace z oddzialem demonow.
-Trzeba im pomoc.-Zychu tak , jakby mowil o pogodzie.Zrzucil z siebie plaszcz stajac w pieknie zdobionej zbroi plytowej - jedynej pamiatce po jego slawetnym rodzie Paladynow , ukleknol i wyszeptal cos w jemu tylko znanym jezku , wokolniego pojawila sie swietlista aura ktora miala za zadanie odrzucac potowory , Migoq i Hoshi nie raz ja widzieli.
-Chooooodzmy wiec - rzekla Amazonka ziewajac , zdjela z siebie plaszcz i stala w lekkiej , niepozornej zbroi , ktora nieraz uratowala ja od niechybnej smierci , byla to runiczna zbroja zwana Wewnetrznym Spojrzeniem.
Migoq przywolal sfere ducha i cisnal ja w gore , co odwrocilo uwage potworow od lotrzyc , i ruszyl za Paladynem i Amazonka.
Gdy tylko sie zblizyli , aura Zycha odrzucila pobliskie potwory , zwracajac uwage lotrzyc na Paladyna.
-Pomozemy Wam! - krzynal Zychu
-Tylko nie dajcie sie zabic! - odkrzyknela ktoras z lotrzyc
Zychu odwrocil sie do Migoq'a.
-Zajmij sie szamanem - skinal na Hoshi - Sto , oslaniasz go , ja ide zbierac ich na siebie.
Mnich i Amazonka potakneli , zawsze byla taka strategia gdy przychodzila bitwa z potworami ktore mialy w swych szeregach szamana.
Hoshi przyklekla na jedno kolano i napiela strzale na luk
-Idz - rzekla do Mnicha
Migoq szybkim biegiem ruszyl w strone szamana.Jego oczy plonely blekitem i zostawial za soba smuge tegoz koloru.Kazdy Upadly - bo tak nazywaly sie te demony - ktory chcial go dotknac padal ze strzala w gardle , wystrzelona przez Hoshi.Natomiast Zychu zabijal potwory ktore chcialy tknac Stokrotke.
Szaman Upadlych dostrzegl Mnicha zbyt pozno , probowal sie ratowac ucieczka , ale szybko stworzona sfera ducha rzucila go na ziemie , gdzie Migoq bez problemu go dobil.Upadli widzac ze ich szaman nie zyje rzucili sie do ucieczki , jednak daleko nie uciekli poniewaz grad strzal wystrzelony przez lotrzyce , wspomagany Wymiataniem Amazonki szybko ich wybil.
-Skad one sie tu wziely? - spytal Paladyn - po drodze do obozowiska nie spotkalismy prawie zadnych potworow.
-Biora sie z jaskini zwanej Siedliskiem Zla - rzekla najblizsza lotrzyca - Akara wie wiecej na ten temat.
Udali sie do kaplanki.Akara na pytanie o Siedlisko odpowiedziala bardzo skrotowo:
-Jaskinia znajduje sie w dziczy za obozem.Wysylalismy tam oddzialy lecz zaden nie powrocil.Jezeli uda sie Wam oczyscic jaskinie obiecuje Wam hojna nagrode.
Trojka bohaterow ruszyla w dzicz , bardziej z powodu tego ze chcieli chronic oboz , niz z powodu nagrody obiecanej przez kaplanke.
Rozdzial Trzeci , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Osmy
Niedlugo pozniej znalezli jaskinie.Zeszli na dol i odor zgnilizny i smierci niemal zbil ich z nog.
-Mig , poswiec , moja aura niedaje zbyt duzo swiatla - powiedzial Zychu
-Jak chcesz... - rzekl Migoq.Przywolal sfery ducha , i zbil je w pochodnie , ktora dal kazdemu z ich trojki
Zychu natychmiast pozalowal ze chcial miec swiatlo.Wszedzie lezaly zdewastowane zwloki lotrzyc.
-Boze...co za rzez... - rzekla Amazonka
-Sami chcieliscie swiatlo - powiedzial Mnich tak , jakby te pobojowisko nic go nieobchodzilo
Ruszyli w glab jaskini.Po jakims czasie Hoshi zatrzymala ich reka.
-Tam sa - szepnela wskazujac ciemny zaułek.
Migoq i Zychu nic tam nie widzieli , ale zdali sie na wzrok Amazonki.
-No Mig , przedstaw nas ladnie - szepnela do Mnicha
-Z przyjemnoscia... - jego oczy zaplonely blekitem , stanol bokiem , wystawil reke i po krotkiej chwili wystrzelil wielka kule energii.Okolo dwudziestu Upadlych i zombie padlo od ataku Migoq'a , a jeszcze wielu zostalo rannych.
-Wyrznac ich! - krzynkol Paladyn i ukatywnil aure zwana fanatyzmem.
-Nieuda Wam sie to! - krzyknol przywodca , dosyc spory zombie
Hoshi uzywajac Wymiatania sciagala calkiem spora ilosc demonow , lecz kilku szamanow zaraz ich wskrzeszalo.Zychu cial wszystko na swojej drodze by dostac sie do przywodcy , a Migoq robil dokladnie to samo , tyle ze uzywajac rak i nog jako broni.W koncu strzaly Stokrotki dosiegly szamanow i koniec bitwy byl juz kwestia czasu.
Migoq i Zychu wycieli sobie droge do przywodcy.
-Nie pokonacie mnie! - krzyknol
Lecz byl slabszy niz sprawial wrazenie.Kilka celnych kopniec Migoq'a i uderzen miecza Zycha szybko sie z nim uporaly.
-Wracajmy do obozu. - rzekl Paladyn.
I ruszyli w droge powrotna.
Rozdzial Czwarty , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Dziewiaty
Migoq obudzil sie w srodku nocy zlany potem.Mial wizje jakiegos Aniola ktory cos mu daje , znowu...
-"Znowu to samo" - myslal -"Co maja oznaczac te wizje? Bardzo bym chcial zrozumiec..."
Spojzal na swoich towarzyszy.Zychu lezal w sposob taki , jakby zaraz mial sie obudzic i chwycic za miecz.
-"Wiecznie czujny - pomyslal Migoq usmiechajac sie lekko
Spojzal na Hoshi.Serce zabilo mu szybciej.Kochal ja , kochal bardziej niz wlasne zycie , byl dla niej gotowy zrobic wszystko , lecz jako Mnichowi nie wolno mu bylo okazac uczucia.Czasem zalowal ze nie zostal kims innym.
Pomyslal ze skoro juz sie obudzil to trzeba wykorzystac jakos czas , zaczol medytowac.Wizje znow wrocily , wyrazniejsze niz zwykle , ale wciaz nie tak wyrazne jakby tego chcial.Podczas medytacji jego umysl , duch i cialo stawaly sie jednoscia , odrywal sie od tego swiata.Medytowal teraz tylko zeby sie odprezyc , sa inne rozdzaje medytacji , ktore sluza na przyklad zwiekszeniu mocy czasowo.Migoq znal je wszystkie.Byl Wielkim Mistrzem Wedrowcem , najpotezniejszym z zakonu Lin-No-Wu.
Nie wiedzial jeszcze , jaka sila w nim drzemie...
Zychu obudzil sie jakies dwie godziny pozniej , slyszac odglosy prac.Siadl na ziemie i spojzal na Migoq'a pograzanego w medytacji.
-"Czasem sie dziwie , jak on to potrafi..." - pomyslal Paladyn
Byl silniejszy od Migoq'a , wiedzial o tym , jednak czasem widzac co on wyprawia czul strach przed jego energia.Znali sie od dziecka.Siedziba jego Rodu miescila sie zaraz obok klasztoru.Migoq byl jego najlepszym przyjacielem , Zychu dla Migoq'a takze.Natomiast Hoshi...Poznali ja gdy blakali sie po lesie i spotkali ja otoczona przez bande rzerzimieszkow.Byla bez broni wiec jej pomogli.Od tej pory ich trojka nieodstepowala sie na krok.Zychu jako Paladyn slubowal czystosc , jednak nie mogl zniszczyc w sobie uczucia jakie czul do niej.Wcale tego nie chcial.Kochal ja i bylo mu z tym dobrze.Wstal i poszedl pomoc lotrzycom w naprawach murow wokol obozu.
Amazonka obudzila sie zaraz pozniej.Spojzala na Mnicha i Paladyna.Kochala ich obydwoch , bez nich zapewne juz by jej nie bylo wsrod zywych , ale wiedziala ze kiedys nadejdzie ten moment ze bedzie musiala wybrac...
Migoq przerwal medytacje , wstal i spojzal na Amazonke.Umiechnol sie do niej co ona odzwajemnila tym samym.
-Ide pomoc przy naprawach , Ty moze porozmawiaj z kaplanka. - I udal sie w strone gdzie wczesniej poszedl Zychu.Stokrotka natomiast udala sie do Akary.
Rozdzial Piaty , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Dziewiaty
-Dobrze ze jestes. - powiedziala Akara do nadchodzacej Hoshi - Musimy porozmawiac.
-O co chodzi Akaro?
-Musicie wrocic do Tristram
-Jak to?!
-Chodzi o pewnego medrca ktory zyl w Tristram , nazywa sie on Deckard Cain , musimy sie go poradzic jak pokonac zlo ktore przed nami stoi.
-Kiedy opuszczalismy miasto nikogo tam nie bylo , same zgliszcza.
-Musimy to sprawdzic , jezeli Cain przezyl moze sie okzac wielce pomocny w walce z cieniem.
-Ale do Tristram stad jest ogromna droga , nie sadze by przezyl czas naszego dojscia tam.
-Wiem o tym.Ale jest pewna mozliwosc dostania sie do Tristram szybciej , musicie udac sie na Kamienne Pola , przejsc podziemnym tunelem do Mrocznej Knieji , odszukac drzewo Iniffusa , przyniesc mi kore tego drzewa , odnalezc na Kamiennych Polach krag kamieni i dotknac ich w podanej przezemnie kolejnosci.To otworzy ukryty portal do Tristram.Tu macie mape ktora pomoze Wam sie dostac na Kamienne Pola , im predzej wyruszycie tym lepiej. - podala mape Amazonce.
Hoshi pobiegla do Migoq'a i Zycha.Powtorzyla im slowa kaplanki , Mnich i Paladyn wymienili porozumiewawcze spojzenia.
Wyruszyli okolo polgodziny pozniej , wedlug mapy Kamienne Pola znajdowaly sie dosyc blisko.Po drodze napotykali pojedynczo szkielety , zombie czy tez inne demony , oczyszczenie Siedliska Zla przynioslo efekty.
Jednak gdy dotarli na Kamienne Pola wszystko uleglo zmianie , byly dosyc duze grupy demonow , zombie , szkieletow.Trojka bohaterow radzila sobie bez problemu , jednak bylo to dosyc dziwne ze nagle potworow przybylo.Wkrotce znalezli tunel.Migoq wykonal znowu swoje energetyczne pochodnie , i weszli do srodka.W tunelu nie wialo smiercia jak w Siedlisku Zla , jednak czulo sie obecnosc demonow oraz dziwne uczucie bycia oberswowanym.
Po kilku razach trafienia w slepy zaułek i spotkania tych samych zwlok demonow doszli do wniosku ze kraza w kolko.
-Hmm...powinnismy sie rozdzielic - rzekl Zychu -Lecz sadze ze nie jest to najlepszy pomysl , zapewne nieznalezlibysmy sie juz ... - urwal
Wszyscy zwrocili glowy w strone dziwnego dzwieku , jakby szczeku zbroi i szelestu szaty.Zychu wyciagnol miecz a Migoq przyjol postawe obronna , Hoshi stala z lukiem gotowym do strzalu.
Z cienia wynurzyly sie dwie postacie , dwoje ludzi.Jeden z nich byl odziany w szkarlatna szate , niewatpliwie byl Carodziejem ; natomiast drugi wygladal dosyc dziwacznie.Mial na sobie lekka skorzana zbroje , dziwny helm z czesciami przyponijacymy skrzydla i ogromny topor przewieszony przez ramie.
-Wreszcie ludzie - odezwal sie zmeczonym glosem ten z toporem -Juz nie moglem patrzec na tych nieumarlych - oparl topor na ziemi i skupil wzrok na trojce bohaterow.
-Witajcie przybysze - rzekl czarodziej -Ja nazywam sie Wazaa , jak zapewne sie domysliliscie po moim stroju , jestem Czarodziejem.A moj kompan to Barbarzynca Nibo , jestesmy do Was pokojowo nastawieni , ciesze sie ze w koncu spotkalem ludzi a nie pomioty piekielne.Kim jestescie , i po co sie tu zapusciliscie?
-Ja nazywam sie Zychu , jestem Paladynem Swiatla , udajemy sie do Mrocznej Knieji po kore z drzewa Iniffusa by uratowac pewnego medrca.Moi towarzysze to Amazonka Hoshi i Mnich Migoq Aki.Jestesmy ostatnimi z pewnego klanu z Tristram , nasza druzyna , ze tak powiem , nazywa sie Telum Caelumi.
-Bron Niebios... - zamyslil sie Barbarzynca -Kogo chcecie ratowac?
-Nazywa sie Deckard Cain , musimy udac sie do Tristram.
-Chetnie Wam pomozemy - rzekl Wazaa -Znamy droge do Mrocznej Knieji , chodzcie za nami.
-Chwile! - zatrzymal ich Nibo.Siegnol za pazuche i wyciagnol spora butelke piwa. -Napije sie ktos ? - spytal z usmiechem na twarzy
Wszyscy spojzeli na Niba wzrokiem mowiacym 'nie czas na takie rzeczy' , Barbarzynca wzroszyl ramionami.
-W pozadku , bedzie wiecej dla mnie - pociagnol spory haust i wszyscy ruszyli za Wazaą
Rozdzial Szosty , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Dziewiaty
Idac nie napotykali zbytnio potworow.Widocznie Czarodziej i Barbarzynca wybili wiekszosc z nich.Droga byla dosyc dluga , uplywala im na rozmowach.
W koncu dotarli to wyjscia z tunelu.Mroczna Knieja nie zaslugiwala na swoja nazwe - bylo tu zdecydowanie jasniej niz na Kamiennych Polach.
-A oto i Mroczna Knieja - oznajmil Wazaa -Teraz musimy znalezc to drzewo Ini cos-tam
-Musimy uwazac , tutaj jest od groma demonow - rzekl Nibo
Ruszyli.Nibo mial racje , praktycznie ciagle byli atakowani przez demony , jednak piatka bohaterow szybko sobie z nimi radzila.
Po kilku godzinach zmudnych poszukiwan , postanowili odpoczac.
-Jak mamy znalezc to cholerne drzewo w tym lesie?! - wrzasnol Nibo -Tu sa miliony drzew!
-Drzewo Iniffusa jest zaklate magia - wyjasnij Migoq -Roztacza wokol siebie pole magiczne , po tym je poznamy.
-O ile wiem to pol magii nie widac golym okiem Mig... - zaprzeczyl Zychu
-Nie widac ich.Ale je czuc , wyszkoleni magowie , czarodzieje powinni potrafic wyczuc magie w kazdym zywym stworzeniu jak i martwym. - spojzal wymownie na Wazee
-Tak...potrafie wyczuc magiczne pole...jednak nie z duzej odleglosci...nie jestem zwiadowczym magiem. - wyjasnil Wazaa
-Dobra , skonczcie gadac o bzdetach - rzekl Nibo i znowu skads wytrzasnol nowa butelke piwa -Napijmy sie.
"Musze go kiedys spytac jak on to robi" pomyslal Zychu biorac butelke od Niba.
Ruszyli w dalsza droge.Stopniowo spotykali coraz wiecej demonow , co bylo niewatpliwym znakiem ze sie zblizaja.
W pewnym momencie Wazaa zatrzymal ich gestem.
-Czuje magie...tam - wskazal reka kierunek.Udali sie tam.O dziwo nie spotkali zadnych demonow.
-Coraz silniejsze pole...te drzewo musialo byc zaklete przez kogos naprawde poteznego... - rzekl Wazaa
Zblizajac sie zauwazyli ze drzewa sie przerzedzaja.W koncu dotarli na polane z jednym , zniszczonym , przedwiecznym drzewem , Drzewem Iniffusa.
-Dobra , bierz kore i zmywamy sie - rzekl Nibo.
Wazaa juz mial podchodzic gdy Migoq zatrzymal go.
-Nie jestesmy tu sami... - rzekl i jego oczy rozjarzyly sie blekitem.Przywolal sfere ducha i cisnol ja za drzewo.Wszyscy uslyszeli jak cos jeknelo zlekka.
Zza drzewa wyszla ogromna bestia przypominajaca enta , lecz jakby zmutowanego.
-Jestem Galezioreki , straznik Drzewa Iniffusa , jezeli chcecie jego kore musicie mnie pokonac... - rzekla bestia i ozywila kilka drzew stojacych na okolo polany.
Byli otoczeni , nie moznabylo juz uniknac walki.
Rozdzial Siodmy , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Dziewiaty.
-Niech kazdy wezmie jednego na siebie ! - krzynol Zychu i ruszyl szarza na najblizsze drzewo.
Nibo uzywajac swego toporu zadawal wielkie obrazenia , i drzewa szybko padaly pod jego ciosami , lecz zaraz nadchodzily nowe.Migoq natomiast , wraz z Wazaą i Hoshi atakowal Galeziorekiego.
-Nie pokonacie mojej mocy , smiertelnicy - rzekla bestia
-Zobaczymy , encie - odrzekl Mnich
Zychu i Nibo ledwo radzili sobie z wciaz przybywajacymi ozywionymi drzewami.
-Jest ich zbyt wielu! - krzyknol Paladyn
-Nie boj zaby - odparl Nibo i wykonal okrzyki bojowe , wszyscy poczuli doplyw sil.
Jednak ozywionych drzew wciaz przybywalo.Mieli wrazenie ze walcza ze wszystkimi drzewami swiata.
Migoq odskoczyl od Galeziorekiego , zlozyl rece z tylu i zaczol kumulowac energie.
-Ka...Me...Ha...Me...HA!!!! - wypuscil w Enta potezny strumien energii ktory zniszczyl pobliskie ozywione drzewa , a samemu Entowi zadal potezne obrazenia.
-Ciekawy atak Mnichu...teraz moja kolej! - krzyknol demon wyrzucajac z siebie setki igiel , ktore poteznie ranily Migoq'a
-Nie zabijesz mnie czyms takim... - odparl Aki i wyskoczyl w strone Galeziorekiego zadajac mu poteznego kopa w glowe.
-Drzewa , moi sludzy powstancie! - krzyknol demon i wszystkie drzewa zabite przez Zycha i Niba powrocily do zycia.
-O nie! Teraz nie mamy sza... - urwal Zychu.Pole walki przeciely setki , tysiace blyskawic.Za nimi polecialy milony shirukenow - gwiazd uzywanych przez Ninja i Assasinow.
-Nie...to nie moze byc... - jakala sie Hoshi
Drzewa ozywione przez Galeziorekiego padly w ciagu kilku sekund.Ukazala sie postac odziana w czern z dwocha ostrzami narecznymi - Assassin.
Postac szybko podbiegla do oszolomionego Galeziorekiego i razem z nasza piatka bohaterow szybko sobie z nim poradzila.
-Gratuluje Wam smiertelnicy... - rzekl Ent i rozpadl sie na kawalki
Wszyscy spojzeli na Assassina.
-Kim jestes nieznajomy? - zapytal Paladyn
-Oj Zychu...naprawde mnie nie poznajesz?Ani Ty Migoq?Ty Hoshi takze? - odrzekl zapytany -Coz , to ja Kisharo , teraz pamietacie?
-Kish! Ty zyjesz! - wykrzyknol Migoq -Stary druchu , jak dales sobie rade w Tristram kiedy nas rozdzielono?
-Udalo mi sie odejsc od miasta na tyle ze demony mnie nie widzialy , potem podrozowalem az dowiedzialem sie ze widziano trojke wedrowcow zmierzajacych do Obozowiska Lotrzyc , pomyslalem ze to Wy wiec i ja udalem sie tam. - wyjasnil Assassin -Zychu nic sie nie zmieniles przez ten czas , ani Ty Migoq , a nasza chluba Hoshi piekna jak zawsze
-Oh , dziekuje - odrzekla Amazonka czerwieniac sie
-Kish poznaj Wazee i Niba , naszych druchow w boju - rzekl Zychu wskazujac Czarodzieja i Barbarzynce
-Witajcie - rzekl usmiechajac sie Kisharo - Przyjaciele moich przyjaciol sa moimi przyjaciolmi.
-Coz , przyjemnosci koniec , musimy wracac na Kamienne Pola z kora Drzewa - rzekl Wazaa zrywajac kore w jednym miejscu , ktora stala sie zwojem
-Skoncz gadac jak urzedas - wypalil Nibo i wyciagnol z plecaka kolejna butelke piwa -Musimy to oblac!
Wszyscy usmiechneli sie.
Rozdzial Osmy , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Dziesiaty
Droga powrotna na Kamienne Pola zajela im noc.Lecz wiedzieli ze kazda sekunda jest cenna.
-Znowu szukanie bzdetow - narzekal Nibo i sciol najblizszy krzak -Mam nadzieje ze ten Cain wie duzo o tym wszystkim co sie dzieje na tym swiecie.
-Wie , jezeli jeszcze zyje - rzekl Migoq -Deckard Cain jest ostatnim z bratctwa Horadrim.
-Miejm nadzieje ze jest , a nie byl - dodal Zychu - Ruszajmy , czas dziala na nasza niekorzysc.
I ruszyli.Demony jakos zniknely , bylo to bardziej dziwne niz to skad Nibo znowu wytrzasnol piwo.Poszukiwania dluzyly sie , obeszli kilkanascie razy , wzdluz i wszerz Kamienne Pola , lecz nie znalezli zadnych sladow kregu.
-Do jasnej cholery! Ilez mozna szukac 5 durnych kamieni?! - wsciekl sie Nibo
-Uspokoj sie Nibo , przeciez musza gdzies tu byc - rzekl Wazaa
Ruszyli jeszcze raz.Tym razem wyczuleni na wszelka magie unoszaca sie w powietrzu.Nic.Zupelnie jakby krag nigdy nie istnial.
-Musza gdzies tu byc...poprostu musza! Przejdzmy jeszcze raz! - powiedziala Hoshi
-Hmm... - zamyslil sie Migoq - Zaczekajcie tu - rzekl i ruszyl miedzy drzewa.Wszyscy zdziwieni co Mnich chce zrobic czekali.
Natomiast Migoq byl pewien ze rozszyfrowal zagadke kregu i tego ze go nie ma.Doszedl na srodek Kamiennych Pol.Pograzyl sie w medytacji , staral sie zobaczyc swiat od strony eteru , byl pewien ze Kamienie sa za zaslona eteryczna skoro nie wyczuwali magii.Otworzyl oczy i ukazal mu sie ogromny krag pieciu kamieni oznaczonych kazdy innym znakiem prasterego jezyka.Ruszyl wciaz utrzymywajac eter w oczach do swych towarzyszy.Zastal ich siedzacych w kolku.
-Znalazlem - rzekl rzeczowo i poszedl sporotem do kregu , wiedzial ze piatka bohaterow za nim podazy.Gdy dotarl do kregu stanol.
-Tu nic nie ma Mig - rzekl prosto z mostu Zychu
-Jest , krag kamieni jest za zaslona eteru , dlatego nie widzielismy go ani nie moglismy go wyczuc. - odparl Mnich - Daj mi kore drzewa Iniffusa Wazaa
-Musimy ja zaniesc Akarze...
-Dawaj , sam potrafie to przeczytac - wziol kore z reki Wazyy i zaczol czytac runy.Po chwili wiedzial juz co ma zrobic.Podszedl do pierwszego kamienia i dotnol go.Ukazal sie on pozostalym.
-Teraz widzicie? - spytal Mnich nie oczekujac odpowiedzi.Podotykal 3 nastepne kamienie i juz mial dotykac ostatni gdy wszyscy uslyszeli syczacy glos
-Smiertelnicy...nie wolno Wam dotykac swietych kamieni...musicie poniesc kare! - i oczom wszystkich ukazal sie wiekszych rozmiarow Upadly z blyskawica w rece -Jestem Rakanishu , straznik Kregu Kamieni.
I cisnol w Migoq'a blyskawice ktora rozstapila sie i uderzyla wszystkich.Szostka bohaterow byla oszolomiona co wykorzystal straznik.Rzucil sie na Migoq'a , lecz ten zachowal przytomnosc umyslu i odskoczyl.Migoq przyjol pozycje do wykonania Kamehamehy.
-Teraz dostaniesz...Ka...Me...Ha...Me...HAAAAAA!!!!!!!!! - wypuscil w pedzacego na niego Rakanishu strumien mocy -Wazaa , uderzaj czym masz najmocniejszym , byle nie blyskawicami! On sie nimi zywi! - krzynol Mnich doskakujac do Rakanishu i rozpoczynajac walke.Nibo wyskoczyl wysoko w powietrze , a Zychu aktywowal fanatyzm i ruszyl na Rakanishu z szarzy.Nibo po chwili spadl na demona jak grom , lecz ten uniknol ataku.Rakanishu byl duzo potezniejszy niz Galezioreki , nawet walczac z trzema bezposrednio , blokowal wiekszosc atakow.Wazaa atakowal go ogniem lecz i to nie pomagalo.
-Utrzymajcie go przez dziesiec minut! - krzyknol Czarodziej - Musze zebrac energie do jednego z najpotezniejszych znanych mi czarow.
Kisharo widzac ze jego shirukeny nic nie robia straznikowi , przylaczyl sie do trojki bohaterow walczac wrecz , Hoshi natomiast atakowala Rakanishu strzala zimna , co dawalo nie jaka przewage walczacym wrecz.
-Nawet stu takich jak Wy nie da mi rady! - wrasnol demon i odrzucil cala czworke pierscieniem blyskawic , jednak nasi boheterowie przystapili do dziela ponownie.Zadawali setki obrazen , lecz Rakanishu walczyl praktycznie nie tkniety.Dziesiec minut dluzylo sie jak godzina , piatka bohaterow byla coraz slabsza , w koncu padli na ziemie oczekujac na smierc
-Glupcy! Smialiscie stawic mi czola! Poniesiecie kare! - juz mial dobijac Zycha gdy odezwal sie Wazaa
-Glupcem , to Ty jestes! Na moc zywiolow , BLIZZARD! - krzyknol Czarodziej , i zerwala sie potezna burza lodu , Rakanishu probowal sie bronic lecz nie mial szans z poteznym zywiolem , po chwili zostala po nim tylko jego blyskawica , ktora okazala sie mieczem.Na szczescie Wazaa posiadal jako takie zdolnosci lecznicze by postawic czworke na nogi.Migoq podniosl miecz , i dal go Zychowi.
-Wez go , ja nie walcze takim orezem , a Tobie napewno sie przyda.
-Dzie...kuje przyjacielu - Zychu odrzucil i tak zniszczony stary miecz i wlozyl do pochwy ostrze Rakanishu.
-Ruszajmy ratowac Caina - rzekl Mnich i dotnol ostatni kamien.
Ostatnim co widzieli byl ogromny blysk swiatla...
Rozdzial Dziewiaty , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Dziesiaty
-Tristram...to nie mozliwe... - jakal sie Zychu patrzac na szczatki budynkow
-Nie rozczulaj sie tak , musismy znalezc Caina - sprowadzil go na ziemie Nibo
-Proponuje zaczac od centrum miasta , widzialem ze kogos tam wieszano w swego rodzaju klatce - rzekl Kisharo
-Ruszajmy zatem - rzekl Paladyn wyciagajac Ostrze Boga Gromow - bo tak nazywal sie miecz Rakanishu - z pochwy
Ruszyli baczni na niespodziewane ataki demonow , lecz nic takiego sie nie dzialo.Czuli jednak ze sa obserwowani...
-Coraz mniej mi sie to podoba... - rzekla Hoshi -Watpie ze demony sobie stad normalnie poszly...
-Mi tez sie to nie podoba...tak czy siak zachowajmy ostroznosc - powiedzial Migoq
Nagle wszyscy uslyszeli slaby krzyk "pomocy" i czyis smiech.Smiech demona...
-To musi byc Cain! - krzyknal Wazaa
Ruszyli biegiem w strone smiechu , ktory stawal sie coraz wyrazniejszy.
W koncu dotarli.Stali przed klatka zawieszona na wysokim slupie ze starcem w srodku , to nie watpliwie byl Cain , natomiast to co wydawalo smiech przeszlo ich najsmielsze oczekiwania.To byl Griswold , lecz zmieniony w nieumarlego.Cain dostrzegl szostke bohaterow i zawolal slabym glosem
-Pomocy!
Griswold takze zwrocil uwage na bohaterow , usmiechnal sie demonicznie i dobyl miecza.Ruszyl z szarzy na Zycha
-No tak! Griswold byl w przeszlosci Paladynem! - rzekl Zychu przyjmujac cios na tarcze i krzyzujac miecze z Griswoldem -Zostawcie mnie , to moja walka!
Griswold , ktory nie potrafil mowic wydal z siebie jek potepienca i rozpalil wokol nich krag ognia , jego miecz jarzyl sie plomieniem.
Piatka bohaterow probowala sciagnac Caina , lecz niewiele to dalo , starzec odezwal sie ponownie:
-Klucz ma Griswold...
Wiec mogli tylko czekac.Patrzyli na pojedynek dwoch Paladynow z zapartym tchem , Ostrze Boga Gromow i Ognisty Miecz Griswolda nieustannie byly w kontakcie a sami wojownicy zdawali sie byc sobie rowni.
-Pomyslec ze kiedys Cie szanowalem Griswoldzie... - rzekl Zychu uderzajac nieumarlego tarcza , co ogluszylo go , Zychu wykorzystal to i uderzyl z szarzy , Griswold padl na ziemie.
-Jako Paladyn boleje nad Twym nieszczesciem Griswoldzie...jednak musze Cie unicestwic... - rzekl Zychu unoszac w gore miecz - Na moc Swiatla , przybywaj , PIESC NIEBIOS!!! - z chmur na lezacego Griswolda spadla potezna wiazka swietej energii polaczonej z moca blyskawic.Cialo Griswolda zniknelo , na jego miejscu stal duch kowala
-Dziekuje Ci za zwrocenie mi wolnosci Zychu...przyjmij to w darze mego uznania - pod nogami Zycha pojawila sie Herdaldyczna Tarcza Paladynow -Jeszcze raz dziekuje... - duch znikl a plomienie zgasly.Klatka z Cainem opuscila sie na ziemie , Wazaa od razu zaczal leczyc medrca , lecz ten podszedl do Zycha.
-Gratulacje Paladynie , wlasnie otrzymales tarcze zwana Herold Zakarum , potezny mistyczny artefakt noszony przez legendarnego bohatera Dariena.
Zychu oniemialy spojzal na tarcze.Podniosl ja i zalozyl na reke.Poczul potezna moc z niej bijaca
-To jest naprawde tarcza legendarnego Dariena? - spytala Hoshi
-Tak.Legendarny bohater Darien sam wykul ta tarcze i zostala ona natchniona swieta moca przez samego Wszechmogacego - odparl medrzec , podupadl na lasce lecz Migoq zlapal go i podniosl na rece.
-Dziekuje Wam za ratunek... - wyszeptal medrzec i zapadl w sen
Zychu stal juz wyprostowany patrzac na szczatki Tristram.
-Odejdzmy stad w koncu...Nie moge uwierzyc ze na rece tarcze legendarnego Dariena...
Nibo znowu nie wiadomo skad wyciagnal piwo
-No to trzeba to oblac! - i pociagnal haust trunku
-Sluchajcie...watpie czy Cain przezyje podroz powrotna - rzekl Migoq przysluchjac sie biciu serca medrca -Jego serce ledwo bije...
-Zostawcie to mnie - rzekl Zychu , ukleknal , wyszeptal modlitwe , po czym Herold Zakarum rozblysnol swiatlem i przed wszystkimi ukazal sie portal.
Wszystkim opadla szczeka.Zychu tylko sie usmiechnol.
-Prowadzi do obozu lotrzyc , wchodzcie , bo gdy ja wejde to zniknie.
Po kolei weszli w portal i zostawili Tristram wlasnemu losowi...
Rozdzial Dziesiaty , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Jedenasty
Akara i lotrzyce byly ogromnie ucieszone z uratowania Caina , medrzec gdy tylko doszedl do siebie dlugo rozmawial z Akara , po czym zwrocil sie do szostki bohaterow.
-Nie ma wyjscia , musicie pokonac Andariel , tylko to umozliwi lotrzycom powrot do domu i otworzy droge na wschod - rzekl Cain
-Deckard ma racje , klasztor znajduje sie na wyzynie Tamoe , lecz uwazajcie , cien zalegl na kazdym skrawku tej ziemi , ruszajcie jak najszybciej - dodala Akara
-Jedna chwile , Migoq moge Cie prosic o rozmowe w cztery oczy? - zapytal medrzec
-Oczywiscie - odparl Mnich odszedli kawalek od innych i rozmawiali szeptem , po dluzej chwili wrocili do reszty.
-Ruszajcie juz , niech Wszechmogacy ma Was w swojej opiece - poblogoslawil im Cain i szosta bohaterow wyruszyla w droge do twierdzy Andariel...
Droga do Mrocznej Knieji nie sprawila klopotow , szybko ja przebyli lecz od razu zaatakowaly ich demony , i atakowaly juz praktycznie ciagle.W koncu doszli do wyzyny Tamoe , gdzie na jej koncu majaczyl cien klasztoru lotrzyc.
Ruszyli dalej.Akara miala racje , demony ktore sie tu panoszyly byly duzo silniejsze niz te ktore spotykali przedtem , lecz i tak swietnie sobie radzili.Zychu wyposazony w Herolda Zakarum emanowal sila i prowadzil druzyne do bram klasztoru , posiadanie tej legendarnej tarczy po swojej stronie dodawalo pewnosci siebie calej druzynie.
W koncu dotarli do bramy klasztoru.
-Teraz czeka nas najgorsze... - rzekla Hoshi
Juz mieli wchodzic gdy uslyszeli skowyt wilka.
-Wilki? Tu nie ma wilkow od ponad dwoch stuleci - rzekl Migoq
Wszyscy zobaczyli maly ksztalt zblizajacy sie w ich strone , po kilku chwilach nie bylo watpliwosci czym jest to stworzenie.To byl wilkolak.Dobiegl do nich i spojzal przyjaznym wzrokiem , ludzkim wzrokiem...
-Druid?! - wykrzyknal Wazaa
Wilkolak po chwili zmienil sie w czlowieka odzianego w skory zwierzat o twarzy kogos kto widzial niejedno.
-Witajcie.Nazywam sie Crisper , jak zapewne zauwazyliscie jestem Druidem , Deckard Cain jest moim starym przyjacielem , gdy dowiedzialem sie ze przebywa w obozie lotrzyc niezwlocznie sie tam udalem , Cain powiedzial mi o Was i zgodzilem sie pomoc Wam w tej krucjacie , mam nadzieje ze sie przydam. - usmiechnal sie.Jego brazowe wlosy spiete w kucyk dodawalu mu pewnego uroku.
-Witaj Crisperze - rzekl Zychu -Od wielu lat nie widzialem Druida , nazywam sie...
-Wiem jak sie nazywacie - przerwal mi Druid - Cain mi o Was opowiedzial - ogarnal spojzeniem cala szostke i zatrzymal sie na Migoq , przez chwile mierzyli sie wzrokiem.
-"Skads znam te oczy..." - pomysleli obydwoje w tej samej chwili
-Ale nie tylko ja bede Wam pomagal - ciagnal Crisper - Zaraz powinna tu byc
-Kto taki? - zapytala Hoshi i zaraz otrzymala odpowiedz
Wszystkim ukazala sie z nikad postac o bardzo podobnym stroju do Kisharo.Lecz w jej dloniach spoczywala pieknie zdobiona katana.Postac odrzucila maske i oczom wszystkim ukazala sie twarz pieknej kobiety , bardzo pieknej.Miala dlugie , szkarlatne wlosy co dodawalo jej morderczego wygladu.Lecz jej oczy byly mile i przyjazne i ciagle sie usmiechala.
-Witajcie.Nazywam sie D'arc , jestem Ninja wyspecjalizowanym w uzywaniu katan.Przyjaciele mowia do mnie Ciocia , zupelnie nie wiem czemu - zachichotala
-Sadze ze powinnismy tu odpoczac - rzekl Migoq - Jutro otworzymy bramy , jakos nie chce mi sie zbytnio penetrowac wnetrz w taka noc
-Zgadzam sie , przespijmy sie - rzekl Zychu
Nibo znowu skads wytrzasnal piwo
-Chce ktos lyka? - spytal z usmiechem na ustach Barbarzynca
Wszyscy do pozna rozmawiali przy piwie Niba , starajac sie oderwac od przerazajacej rzeczywistosci , jedynie Migoq milczal.Myslal nad swoimi wizjami i nadtym co powiedzial mu Deckard Cain.
Zapadli niedlugo potem w sen , zapewne ostatnia spokojna noc jaka ich czekala...
Rozdzial Jedenasty , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Dwunasty
Zbudzili sie wczesnie.Nie chcieli byc budzeni przez jakies szkielety , ruszyli do klasztoru w zwartym szyku.Wiedzieli ze droga nie bedzie latwa , a jej koniec bedzie najtrudniejszy...
Z kazdym krokiem w klasztorze czuli powietrze przesiakniete to szpiku zlem , Akara nie zartowala , to miejsce ogarnal cien po kazdy centymetr powierzchni...
O dziwo narazie nic ich nie zaatakowalo , byli jednoczesnie radzi z tego powodu , ale i wiedzieli ze najmniejsza nieuwaga zostanie wykorzystana przez slugow zla.
Crisper zatrzymal sie , nakazujac innym zrobic to samo.Objal przywodztwo razem z Zychem z racji tego ze wiedzial najwiecej o niebezpieczenstwach ktore na nich czekaly , mowil ze mimo iz na to nie wyglada jest nieduzo mlodszy od Deckarda Caina , wiec wszyscy zaufali jego wiedzy.
-Czuje demony...nie daleko...to sie nam przyda , przybywaj debowy medrcu! - Druid uniosl dlon i znikad pojawilo sie jasnopomaranczowe widmo , wszyscy poczuli sie duzo silniejsi od jego obecnosci.
-To ja tez cos pomoge - rzekl Nibo i wydal swoje okrzyki bojowe , teraz wszyscy czuli sie duzo potezniejsi.
-Trzeba sie rozeznac w terenie - rzekl Wazaa - Infrawizja! - jego oczy zmienily barwe na czysto czerwona -Nie zbyt dobrze mi ten czar wychodzi , ale daje sie dojrzec gdzie nasz komitet powitalny sie zgrupowal - wskazal reka na polnoc -Tam sa drzwi , za nimi na nas czekaja
-To zrobimy im powitanie pierwsi - rzekl Kisharo
-Uwielbiam zabijac tych malych gnoji , nie czekajmy - powiedziala D'arc
Ruszyli naprzod , dotarli do drzwi o ktorych mowil Wazaa.
-Raczej ich nie wywazymy tak zeby ich uszkodzic - powiedzial Nibo -Chyba trzeba bedzie isc na hardkor - jego dziwny slang czasem ich dziwil , juz mial rozlupywac drzwi swym , jak to okreslil sam , dwurecznonoznym toporem gdy Migoq wyszedl na przod.
-Ja to zalatwie - zebral energie w dloniach , az blask prawie wszystkich oslepial , zlozyl rece z tylu -Ka...Me...Ha...Me...HAAAAAA!!!!!!! - ogromny strumien energii wywazyl potezne drzwi , niszczac oddzial demonow ktory na nich czekal co do jednego.Wszyscy , oprocz Crispera , patrzyli na Mnicha wielce zaskoczeni.Migoq bez zadnych ceregieli wszedl do katedry lotrzyc , reszta udala sie za nim.
-Chyba nie ma ich tu wiecej - rzekla D'arc glaszczac ostrze swojej katany -A tak chcialam im poscinac glowki i zagrac nimi w 'kto dalej rzuci glowa zdechlego idioty'...
Jej czarny humor wprawial wszystkich w smiech , zwlaszcza Hoshi , Amazonka i Ninja swietnie sie ze soba dogadywaly
-Tiaaa , albo w 'zestrzel z luku lecacy leb demona' - dodala smiejac sie Stokrotka
Wszyscy szczerze sie smiali , tylko Migoq stal niewzruszony.
-Czy on kiedykolwiek sie smieje? - szeptem D'arc spytala Hoshi
-Raczej nie...od kiedy go znam nigdy sie nie smial ani tez nie plakal , a usmiecha sie takze prawie nigdy i praktycznie tylko do mnie - odpowiedziala takze szeptem Hoshi
-Dobra koniec , musimy ruszac - rzekl Crisper -Z tego co wiem to w katedrze pozostal jeden upadly kaplan , prawdopodobnie przyjdzie nam sie z nim zmierzyc...
-Masz racje Druidzie... - rozlegl sie glos w katedrze -Chodzcie , czekam na Was...
Ruszyli juz wszyscy powazni , Nibo wybiegl szybko na przod by zzaskoczenia wziac sluge zla lecz zatrzymal sie w pol kroku przed oltarzem.Stala tam osoba wszyskim z osemki bohaterow dobrze znana , lecz osoba ktora powinna dawno niezyc...
-Zaskoczeni? - spytal jadowicie Arcybiskup Lazarus
-Lazarus! - wykrzyknol Zychu - Ty powinienes smazyc sie w piekle czarci pomiocie!!
-Coz...w sumie stamtad przybywam , moj pan sciagnal mnie z tamtad bym ponownie mu sluzyl , mowie oczywiscie o Diablo , Panie Grozy
-Dosc ceregieli! - wykrzyknol Nibo i ciol cialo Lazarusa , lecz jego topor przeszedl przez nie nic mu nie czyniac.
-Ciekawe...moja nowa szata swietnie sie sprawdza... - wskazal laska na Barbarzynce , uniosl go pod sam sufit katedry i cisnal na sciane pozbawiajac go przytomnosci -Kto naste... - urwal padajac pod uderzeniem serii sfer ducha wyrzuconych przez Migoq'a
-Moze ta zbroja wykonana z eteru chroni Cie przed fizycznymi obrazeniami , lecz nie przed magia oraz KI! - krzyknol Mnich wyrzucajac kolejna serie sfer , lecz Arcybiskup byl przygotowany , zrobil unik i sam wystrzelil , swoja magia w Mnicha , Migoq padl na ziemie , lecz zaraz sie podniosl
-Glupcze! Ta zbroja chroni mnie takze przed magia! - krzyknol Lazarus , lecz zaraz padl odrzucony poteznym ciosem Herolda Zakarum Zycha
-Ale nie chroni Cie przed moca Swiatlosci ! - krzyknol Paladyn
-Nie madrze bylo mnie rozgniewac - rzekl Arcybiskup - Golemy! - krzyknol i zewszad ukazaly sie ogniste postacie
-Damy sobie z nimi rade - rzekla Hoshi - Wy zabijcie tego szalenca!
Crisper przywolal swoje golemy , golemy wody.D'arc wykonywala po jednym cieciu swym mieczem na golema i zawsze zabijala jednym uderzeniem , a Hoshi uzywajac Wymiatania takze robila spore straty po stronie ognistych przywolancow ,a Wazaa uzywal zatrzymania czasu co dodatkowo dawalo im przewage , lecz golemy wciaz przybywaly.Zychu natomiast atakowal tarcza Lazarusa , lecz ten byl dobry takze w walce wrecz , Migoq gdzies zniknol.Walka dluzyla sie w nieskonczonosc , Zychu zadawal obrazenia Lazarusowi , lecz byly one zbyt zmniejszane przez jego zbroje , Paladyn zaczol dyszec ze zmeczenia , co wykorzystal Lazarus wyprowadzajac serie ognistych kul , co dostatecznie pozbawilo sil Zycha.
-Nie miales ze mna szans Paladynie , Gin! - juz mial dobic Zycha gdy katedra wstrzasnelo , i nagle pojawil sie Migoq , po jego ciele biegaly wiazki energii KI przypominajace blyskawice.
-Jezeli chcesz go zabic , bedziesz musial najpierw zabic mnie - rzekl do Lazarusa obojetnym tonem Migoq
-Z przyjemnoscia - wystrzelil kula ognia w Migoq'a lecz , atak zostal zniszczony przez energie otaczajaca Mnicha.Zakonnik zaczol sie zblizac do Arcybiskupa nie czujac jego atakow , a i kazdy golem ktory go probowal tknac ginol.Migoq nagle stanol w miejscu , jakby juz mial tam zostac.
-Haahaa , gin Mnichu!!! - wykrzyknol Lazarus puszczajac kolejna kule.Zdziwienie wszystkich bylo ogromne , kula przeszla przez Migoq'a jak przez mgle , okazalo sie ze postac byla iluzja
-HAAAAAAAAAA!!!!!!!! - odezwal sie Migoq zzaplecow Lazarusa , wypuszczajac potezna Kamehamehe w Arcybiskupa , energia w jednej chwili zniszczyla Lazarusa , a wraz z nim jego golemy , zostala po nim tylko jego laska.Migoq ciezko dyszac padl na plecy i powiedzial
-Zalatwilismy gnoja... - i poraz pierwszy od wielu dni sie usmiechnol
Rozdzial Dwunasty , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Trzynasty
Blakali sie po katakumbach klasztoru cala noc , lecz nie znalezli niczego co wskazywalo na zejscie.Hoshi wciaz sie wydawalo ze juz kiedys tutaj byla...
Po kolejnych kilku godzinach przybita osemka bohaterow postanowila odpoczac.Nawet zwykle rozgadany Nibo milczal.Wszyscy czuli sie zle.
-Moze powinnismy poprosic Akare o jakas mape , lub cos w tym rodzaju? - podsunela Hoshi
-Ooo tak , i o plan rozmieszczenia scian i pulapek - dodala D'arc przecinajac w locie kolejna strzale-pulapke , ktore braly sie nie wiadomo skad
-To byla tylko sugestja...
-Przeciez zartowalam , ja takze sadze by poprosic Akare o jakas mape.
Wszyscy spojzeli na Zycha.
-Nie ma mowy o portalu , Herold Zakarum jest zbyt wyczerpany po walce z Lazarusem - dobil wszystkich totalnie Paladyn
Przez pewien czas wszyscy siedzieli w milczeniu.Hoshi patrzyla w mrok , wciaz miala wrazenie ze kiedys juz tutaj byla...
-O czym myslisz? - spytala szeptem D'arc
-Wciaz mam wrazenie ze juz tu bylam... - odparla Hoshi
-Coz w koncu to Amazonki nauczyly lotrzyce tak sprawnie poslugiwac sie lukiem...
I nagle to dotarlo do Hoshi.Byla tutaj gdy lotrzyce uczyly sie od Amazonek , przypomniala jej sie takze droga prowadzaca na sam dol katakumb.
-Jestes genialna Ciociu! - powiedziala Hoshi
-Tiaaa...ile ja to juz razy slyszalam , powinnam zostac uczona chyba - odparla mile polechtana komplementem D'arc
Hoshi wstala i wszyscy na nia spojzeli.
-Wstawac lenie jedne , idziemy , znam droge poprowadze Was - rzekla Amazonka
-Czemu wczesniej nie mowilas ze wiesz gdzie isc?! - wybuchnol Nibo
-Nie wazne , idziemy
Ruszyli za Hoshi.Przez pewien czas wydawalo im sie ze kraza w kolko , jednak po jakims czasie przestali miec te wrazenie.
-Zastanawia mnie , czemu nie spotykamy zadnych demonow - rzekl zamyslonym glosem Crisper
-Poniewaz pierwszy poziom katakumb byl wyswiecony wzdluz i wszerz , lecz z reszta tego nie zrobili - odparla Hoshi nie odwracajac sie.
Potem juz nie rozmawiali.Droga dluzyla im sie , lecz w koncu dotarli do schodow prowadzacych na poziom nizej.
-Sugeruje wyslac ktoregos z Twoich przywolancow na dol Crisp - powiedziala Amazonka -Lepiej byc przygotowanym na atak.
Crisper gwizdnal , w powietrzu znidak wytworzylo sie widmo wilka.Druid powiedzial cos w niezrozumialym jezyku i widmo popedzilo na dol.
Czekali w ciszy , nic jej nie macilo.Po jakis okolo pietnastu minutach widmo powrocilo , mocno ranne.Podbiegl do Crispera i zaszczekal mu cos co Druid najwyrazniej rozumial.
-Czeka tam na nas oddzial upadlych lotrzyc , jedna z nich byla glownodowodzaca podczas obrony Tristram , to Nocny Kruk. - powiedzial Druid
-Dobra , pakujemy sie tam - powiedziala Hoshi
Ledwo zeszli ze schodow od razu zostali zasypani strzalami.
-Witajcie w twierdzy Andariel , smiertelnicy! - rzekla demonicznym glosem jedna z upadlych lotrzyc , najprawdopodobniej Nocny Kruk.
Zostali zaatakowani kolejny raz , lecz Hoshi zdazyla wystrzelic kilka multi-strzal co mocno dotknelo lotrzyce.Kisharo rzucal swoimi shirukenami ktore troche krepowaly ruchy demonic.Zychu i Migoq wyszli na przod i zbierali strzaly na siebie.
-Nie ma szans tam dojsc , musicie walczyc z dystansu - rzekl Paladyn zbierajac kolejne 10 strzal na tarcze.Migoq z zaskakujaca szybkoscia rak wylapywal strzaly.
-Crisperze , potrafisz atakowac na odleglosc? - spytala Hoshi strzelajac multi-strzalami
-Potrafie , lecz moje tornada sa jeszcze zbyt slabe by wyrzadzic jakas krzywde , moge najwyzej leczyc i wspomagac Was przywolancami - odparl Druid i stworzyl kilka wilkow ktore zaraz padly od strzal -No to pozostaje mi leczenie.
D'arc takze zaczela rzucac shirukenami , Hoshi wyprowadzala ataki wybuchowa strzala , co po jakims czasie przynioslo efekt w postaci smierci dwoch demonic z obstawy Nocnego Kruka.Zaczely skupiac swe ataki na Amazonce , co dalo mozliwosc dojscia do nich na walke wrecz.Zychu i Migoq juz mieli to zrobic gdy przed nimi wyrosla sciana ognia.
-Jak to przejdziecie to pogadamy! - krzyknela Nocny Kruk.
D'arc wyciagnela skladany shiruken zwany Dark Wind , byl ogromny , rzucila nim i sciela glowy czterem demonicom za jednym uderzeniem
-Chyba zrobie z tego niezla kolekcje - rzekla po trzech rzutach i nastepnych dziewieciu zabitych demonic na ziemi
Hoshi unikala z wdziekiem wiekszosci strzal , lecz czasem dostawala , ale jej zbroja swietnie ja chronila przed zwyklymi strzalami.Po dosyc dlugiej wymianie Hoshi siegnela po strzale z drugiego kolczanu i wystrzelila zatruta strzale ktora ciagnela za soba smuge smiertelnej trucizny.Od ataku padla cala obstawa Nocnego Kruka , demonica dziwnym trafem stracila animusz i chciala sie ratowac ucieczka , Hoshi napiela strzale na luk , wycelowala i jednym pieknym strzalem przebila gardlo demonicy , sciana ognia znikla.Na twarzy Amazonki zagoscil usmiech tryumfu.
-Idziemy zagrac lbem tego tchorza w cymbergaja? - spytala D'arc usmiechajac sie do Amazonki
-Moze potem - usmiechnela sie Amazonka puszczajac oko do Ninjy
-Taaak , zdecydowanie potem , Nibo , skombinuj cos na przeplukanie gardla - rzekla D'arc
-Juz sie robi - rzekl Nibo z usmiechem i znowu nie wiadomo skad wyciagnol trunek
-Nie czas na odpoczynek , musimy ruszac - rzekla stanowczo Hoshi , wytracajac butelke z reki Niba
Poszli jej sladem na kolejny poziom...
Rozdzial Trzynasty , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Trzynasty
Idac przez trzeci poziom nie napotkali potoworow.Napotkali cos znacznie gorszego...
-To jest istny labirytnt! - wykrzyknela Hoshi stojac przed brama w podziemiach -Przejscie go moze nam zajac dni , tygodnie...
-Nie poddawaj sie Hoshi - rzekla D'arc -Pozatym najpierw musimy otworzyc ta brame zanim tam wejdziemy
-Przeciez jest otwarta!
D'arc nie odwracajac twarzy od Amazonki rzucila shirukenem w brame.Odbil sie.
-Mowilam?
-Yyyy...
Migoq'owi rozblysly oczy.Podszedl do bramy i zaczol czytac niewidoczny tekst.Po gora minucie odwrocil sie do nich.
-Musimy wracac , wedlug tego co pisze na bramie mozna ja otworzyc tylko za pomoca strzaly wystrzelonej z luku zwanego Rudra Bow.
-A jest napisane gdzie on sie znajduje? - spytala Hoshi
-Nie.
-Zychu , mozesz juz otworzyc portal? Moze Akara lub Cain wiedza cos o tym wiecej - zwrocila sie do Paladyna
-Sadze ze moge. - odparl Zychu i otworzyl portal , jak to zrobil w Tristram.
-Dziekuje , zaczekajcie tu - rzekla Amazonka i weszla w portal.
W obozie nic sie nie dzialo , wiec odrazu udala sie do Caina z pytaniem o luk.
-Hm...slyszalem legendzie o pewnym starozytnym bogu o imieniu Rudra , byl patronem lucznikow.Podobno po jego smierci , luk zostal zeslany na ziemie na ziemie najlepszemu lucznikowi tamtych lat , ten z kolei przekazal go zakonowi Niewidzacego Oka , ale nie wiem czy jest to prawda , zapytaj Akary , moze wie cos wiecej.
Hoshi podbiegla do kaplanki.
-Wiesz cos na temat Rudra Bow? - zapytala prosto z mostu
W oczach Akary zagoscil smutek.
-Wiem...luk zostal przekazany zakonowi bardzo dawno temu...Wiedzialam ze kiedys nadejdzie ten dzien. - Odwrocila sie i wyciagnela z swojej chatki , piekna szkatule , ktora dala Amazonce - Oto i on , legendarny Rudra Bow , natchniony moca niebios luk o poteznej mocy , niech sluzy dobru i Tobie Hoshi. - Akara nieukrywala lez.
Hoshi otworzyla szkatule i ujrzala najpiekniejszy luk jaki kiedykolwiek widziala.Caly srebrny roztaczajacy srebrna poswiate , pokryty licznymi inskrypcjami luk , Hoshi niemal czula moc z niego bijaca , oraz czula sie tak , jakby luk mial wlasna dusze...
-Dziekuje Akaro... - tylko to zdolala wydusic wzruszona Amazonka.Wziela luk w dlon i cala pokryla sie srebrna poswiata , czula niebianska moc plynaca przez luk do jej umyslu...
Hoshi pobiegla spowrotem w portal.
Gdy ukazala sie innym w tej zmienionej postaci , nieukrywali zdziwienia.
-Ladnie wygladasz , aniolku - rzekla D'arc
-Jaki tam ze mnie aniol , nawet skrzydelek nie mam - odparla Hoshi usmiechajac sie
-Poprawka : masz.
Amazonka obrocila sie i zobaczyla skrzydla.Teraz i ona byla ogromnie zdziwiona.
-Eeee...yyy...
-Umiesz na nich latac? - zapytal Migoq , ktory widzac Hoshi w takiej postaci omal nie zemdlal z wrazenia.
Hoshi zaiste wygladala jeszcze piekniej.Jej wlosny zmienily barwe na srebrna , a oczy miala nieskazitelnie zielone , i te skrzydla...uosobienie piekna...
Amazonka zrobila ruchy ramionami probujac poruszyc skrzydla.Udalo jej sie to , unosila sie.
-Ja...ja...ja latam! - wykrzyknela Amazonka
-No...rzeczywiscie...tylko uwazaj na sufit bo to nie bedzie mile - rzekla D'arc.
Hoshi usmiechnela sie.
-Juz Ty sie o to nie martw -odparla
Ciagle pozostajac w powietrzu Hoshi napiela strzale na luk , i wypuscila ja w strone bramy.Strzala zostawiala za soba iskierki bialego swiatla.Gdy zetknela sie z niewidoczna zaslona wszyscy uslyszeli trzask pekajacego szkla.
-Droga wolna - rzekla Amazonka schodzac na ziemie.
Rozdzial Czternasty , Epilog Aktu Pierwszego , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Trzynasty
Konstruktorzy tego labiryntu pomysleli o prawie wszystkim , byly tu i zapadnie , pulapki , spadajace noze , wlocznie wychodzace ze scian , jednym slowem wszystko co nie mile.Jednak przeoczyli jeden szczegol , sciany nie siegaly sufitu.
Hoshi lecac nad labiryntem prowadzila siodemke bohaterow , ktorym na ziemi przewodzila D'arc , jakoze jedyna potrafila wykrywac ukryte pulapki.Co jakis czas stawali w miejscu dajac Amazonce uniesc sie troche wyzej , by zobaczyc dalsza droge.Szli dosyc dlugo , lecz pewnie.Po jakims czasie D'arc zmeczona ciaglym lapaniem strzal , i tym podbnymi rzeczami zwrocila sie do Hoshi:
-Sluchaj , ile to jeszcze jest drogi? Przelec sie na drugi koniec i zobacz jak dlugo jeszcze.
-Ok - odparla Amazonka.
I poleciala.Lecac wypatrywala od razu drogi , zdawala sie coraz prostrza.Doleciala nad zejscie na czwarty poziom.
-"Hm...nie zostalo duzo drogi"...
Juz miala wracac gdy tuz obok jej glowy przeleciala strzala , odwrocila sie i zobaczyla samotna upadla lotrzyce.
-Zabilas moja siostre! Poniesiesz kare! - wykrzyknela demonica i wystrzelila kolejnych kilka strzal w strone Hoshi , lecz Amazonka uniknela wszystkich.
-Kim jestes? - zapytala
-Nazywam sie Zimny Kruk - odparla demonica i wystrzelila strzale zimna w Hoshi.Cialo Amazonki przeszlo porazajace zimno , Zimny Kruk zaslugiwal na swoj przydomek.
Lecz Hoshi nie pozostala dluzna , wypuscila w Zimnego Kruka swoja strzale zimna.Demonica roztopila sie w jednej chwili.Hoshi spojzala na swoj luk.
-Akara miala racje...ten luk naprawde ma przeogromna moc...
Wrocila do reszty.
-Jest niedaleko , chodzcie - rzekla i zaczela ich znowu prowadzic.
Po niedlugim czasie doszli do zejscia.Hoshi zeszla na ziemie i opowiedziala o swojej 'walce' z Zimnym Krukiem.
-Ten luk naprawde musialbyc dzierzony przez samego boga - rzekl Zychu
-Chodzmy zabic ta cala Andariel , jej glowa zapewne bedzie swietna do gry w pilke nozna - rzekla D'arc i zbiegla na dol , reszta podazyla jej sladem.
Staneli przed monumentalnymi drzwiami.
-A wiec to tutaj jest ta cala siedziba Andariel... - rzekl Wazaa
-Taaa... - dodal Nibo
Utworzyli szyk , i rozwarli drzwi.Widok byl straszny , kolczaste kolumny z ponabijanymi na nie cialami , krew saczaca sie do wielkich naczyn i przelewajaca sie na podloge , oraz 'dywan' zlozony z pozszywanych ze soba cial , Hoshi zwymiotowala z obrzydzenia , a reszta ledwo utrzymywala ten odruch.Na drugim koncu tego 'dywanu'
stal ogromny , kosciany tron a siedziala na nim sprawczyni calego nieszczescia lotrzyc - demonica Andariel.Spojzala na nich pogardliwym wzrokiem , i powiedziala mrozacym krew w zylach , demonicznym glosem:
-Po co tu przybyliscie smiertelnicy? - skupila wzrok na Hoshi -A kim Ty jestes?
-Nie jest wazne kim jestem - odparla Amazonka -Przybylismy aby Cie zabic.
Andariel wybuchla demonicznym smiechem.
-Zabic? Zabic mnie? - podniosla sie z tronu i z jej plecow wyroslo szesc pajeczych ramion -A wiec probojcie!
Migoq , Zychu , D'arc , Nibo i Crisper w postaci wilkolaka ruszyli do demonicy i rozpoczeli walke wrecz , lecz Andariel dzieki dodatkowym ramionom swietnie dawala sobie rade z nimi.Kisharo rozstawial swoje pulapki , a Wazaa zbieral energie do jakiegos czaru.Hoshi uniosla sie na swych skrzydlach w powietrze i poczela strzelac strzala trucizny , lecz Andariel nie czula tego , wiec poprzestala na strzale zimna , ktora spowalniala jej ruchy , oraz na strzale blyskawicy ktora zadawala dosyc spore obrazenia.Wszyscy dawali z siebie wszystko , lecz Andariel totalnie nic nie ruszalo , Zychu probowal atakow Herloda Zakarum , Migoq Kamehamehy , Nibo swojego skoku , a D'arc Psychicznego Mlota.Nic.Nawet nowy czar Wazy - Meteor nie zbyt duzo zrobil.Kisharo widzac ze jego pulapki na nic sie zdaja takze ruszyl do walki wrecz , uzywajac swoich dwoch katarow , co dalo tylko to ze kolejne z ramion Andariel mialo zajecie , jedynie Hoshi i jej Rudra's Bow zadawali jakies obrazenia demonicy , nagle Amazonka uslyszala w umysle glos:
-"Celuj w miejsce skad wychodza ramiona pajaka Andariel , oslabisz wtedy jej niewidoczna zbroje"
-"Kim jestes?" - spytala w mysli
-"To ja , Twoj luk , a konkretnie bog Rudra , zawarlem swoja dusze przed smiercia w moim orezu"
-"A wiec jednak dobrze mi sie wydawalo , ze ten luk posiada dusze"
Nie bylo odpowiedzi.Hoshi zastosowala sie do rady Rudry , i zmienila pozycje strzelecka by celowac w plecy Andariel.Strzelala i strzelala , lecz nic sie nie dzialo.
Kisharo padl na ziemie po kolejnym ciosie , w jego slady poszedl takze Migoq.Zychu ,Nibo i Crisper takze byli na wyczerpaniu , w koncu przyjeli najwiecej ciosow , jedynie D'arc jako tako sie trzymala.W koncu i ich trojka padla nieprzytomni , a Wazaa padl z wyczerpania many po kolejnym Meteorze , tylko D'arc i jej katana pozostala.Ninja z zadziwijaca szybkoscia unikala atakow , wszystkich osmiu ramion Andariel i sama wyprowadzala ataki.Nagle po komnacie rozlegl sie trzask , to Hoshi udalo sie w koncu przebic zbroje Andariel , lecz teraz tylko we dwie nie mialy zbyt duzych szans.W umysle Hoshi znowu rozlegl sie glos:
-"Brawo , teraz uzyj mocy leczniczej zawartej w luku by ocucic swych towarzyszy"
-"Jak jej uzyc?"
-"Musisz bardzo tego chciec , a luk Cie uslucha"
Spojzala na D'arc i zobaczyla ze Ninja jest w swietnym stanie , a Andariel krwawi z wielu miejsc , wiec dala sobie spokoj i zaczela spowalniac demonice.
Ninja unikala praktycznie kazdego ataku , coponiektore tylko jej siegaly , lecz zdawala sie tego nie czuc.Jej katana ciela kazdy skrawek ciala Andariel , z niewiarygodna wrecz predkoscia , ciecia siegaly nawet gardla demonicy.Znowu rozlegl sie trzask.Odpadlo jedno z pajeczych ramion Andariel , rana wybuchla fontanna zielonej krwi , D'arc wziela sie za kolejne ramie , i po czasie i ono padlo.
-Hehe , zrobie sobie z tego stolik - rzekla Ninja
-Gin robaku! - wrzasla Andariel , lecz jej atak chybil.
Nieprzytomna szostka zaczela sie budzic.Widzac Andariel na wyczerpaniu dolaczyli do dwoch kobiet.
Udalo sie.Wreszcie Andariel pod zmasowanym atakiem padla.Cialo demonicy wybuchlo fontanna ognia i spopielilo sie , zostalo po niej tylko tylko kilka wlosow.D'arc podeszla do resztek , i wetknela wlosy w wyszerbienia w katanie.Wszystkich oslepilo zielone swiatlo ktore rozblyslo z ostrza katany , D'arc usmiechnela sie.
-To byl ostatni potrzebny mi skladnik aby zakonczyc tworzenie tej katany , czyli wlosie Andariel , nie sadzilam ze kiedykolwiek je zdobede - rzekla chowajac miecz do pochwy na plecach
-Coz , udalo Ci sie - rzekla Amazonka -Nam sie udalo , pokonalismy ja! - rozplakala sie ze szczescia
D'arc podeszla i przytulila ja.
-O tak...
Wszyscy byli niewiarygodnie szczesliwi , pocharatani , pokrwawieni , lecz szczesliwi.Zychu otworzyl portal do obozu lotrzyc.Gdy weszli wszystkie oczy zwrocily sie na nich , D'arc uniosla podniesiony kciuk w gore.Cale obozowisko wybuchlo krzykiem radosci.Cain i Akara podeszli do nich , medrzec odezwal sie pierwszy:
-To wielkie zwyciestwo , lecz czeka nas jeszcze wiele bitew , bede Wam towarzyszyl , i pomagal moimi umiejetnosciami.
Akara sie odezwala:
-Nareszcie w naszych sercach moze zagoscic radosc , zakon bedzie Wam wdzieczny po wszeczasy , obecny tutaj Warriv zabierze Was ze swoja karawana do Lut Ghol in , na zachod.
Nibo caly pocharatany , wyciagnal butelke piwa.
-Bedziemy swietowac!! - wykrzyknol
I tak sie stalo.Caly oboz swietowal zwyciestwo Telum Caelumi , do bialego rana...
KONIEC AKTU PIERWSZEGO
Rozdzial Pietnasty , Prolog Aktu Drugiego , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Dwudziestytrzeci
Podroz trwala dosyc dlugo , ze wzgledu na ataki roznych band rozbojnikow na karawane , lecz osemka bohaterow szybko sobie radzila z rzezimieszkami.
Pustynia nie byla goscinna zbytecznie , jedyne rosliny jakie napotykali na drodze to kaktusy , zwierzat nie bylo wcale , nie mowiac o ludziach.
Prawie wszyscy lezeli ze smiechu patrzac na D'arc , Niba , Zycha , Hoshi i Kisharo ktorzy grali w rozbieranego pokera.Nawet Migoq smial sie na ten widok , a mianowicie , D'arc i Hoshi byly calkiem ubrane , a Nibo , Zychu i Kisharo rozebrani od gory do pasa.
-Oszukujesz! - wrzasnol Nibo sciagajac kolejna czesc garderoby
Hoshi i D'arc chichotaly figlarnie.
-My oszukujemy? O co Ty nas oskarzszasz! - powiedziala chichoczac Hoshi
Gra trwala.O dziwo kolejnych kilka partii wygral Zychu.
-Dobrze idzie , jak tak dalej pojdzie to sie rozbierzecie nawzajem - rzekl Crisper , ktory na chwile opanowal smiech.
-Moze przerwiemy? - zapytala Hoshi siedzac w samej bieliznie
-Niby cze... - urwal Kisharo.
Calym wozem wstrzasnelo.Wszyscy przestali sie smiac.Szybko ubrali sie i wyszli na zewnatrz zobaczyc co sie stalo.Dech im zaparlo na widok tego co zobaczyli.
Przed karawana staly dwa , potezne czolgi parowe obstawione spora grupa ludzi.
-No , szykuje sie dluzsza zabawa - rzekla D'arc z wdziekiem wyjmujac swoja katane z pochwy i ruszajac na przod razem z Zychem , Nibem , Migoq'iem oraz Kisharem.
-Ja bede leczyc - rzekl Crisper
Hoshi uniosla sie w powietrze i zaczela strzelac w jeden z czolgow , a Wazaa zbieral energie do Blizzarda.
Piatka walczacych niezle sobie radzila z naporem obstawy czolgow , te zas staraly sie jak najbardziej uszkodzic karawane.
Hoshi widzac ze jej strzaly nie wyrzadzaja zbyt duzej szkody opancerzonym czolgom spytala w mysli Rudry co ma robic.
-"Staraj sie zatkac im lufy , to doprowadzi do samodestrukcji" - uslyszala w odpowiedzi , i poczela wystrzeliwac jak najwieksza ilosc strzal w lufe jednego z czolgow.
D'arc swa ulepszona katana kazdego bandyte sciagala jednym ciosem , lecz nie wiadomo skad wciaz brali sie nowi , piatka walczacych wrecz byla jednak praktycznie niesmiertelna , dzieki mocom leczniczym Crispera.
-BLIZZARD!!! - uslyszeli wrzask Wazy i z piestnastu ludzi padlo pod uderzeniem poteznej burzy lodu , a i oba czolgi zostaly powaznie uszkodzone.Wazaa padl na ziemie z wyczerpania.Teraz czolgi skupily swoj ogien na piatce walczacych , lecz byly zbyt powolne by wyrzadzic jakas szkode.Gdy jeden z nich mial juz uciekac , pustynia wstrzasnol potezny wybuch , drugi czolg rozsadzil sie probujac wystrzelic z zatkanego przez Hoshi dziala.
-Hahahahahaha - zasmiala sie Amazonka gdy drugi czolg takze wybuchl od uszkodzen.
Osemka bohaterow juz miala wracac gdy cos zastawilo im droge.Tym czyms byla ogromna maszyna parowa , przypominajaca wygladem metalowego Enta.
-Co...co to jest? - zapytala D'arc cofajac sie.
Z wnetrza machiny rozlegl sie piskliwy glos:
-Odejdzie stad! Nie macie szans przeciwko gobilnskiej technologi!
Hoshi podleciala troche blizej i wystrzelila w maszyne strzale blyskawicy.Robot zaczol odmawiac posluszenstwa swemu panu , wykonywal dziwne ruchy.Amazonka krzyknela do swych towarzyszy:
-A Wy co tak stoicie? Bijcie go! - i wystrzelila kolejna strzale blyskawicy.Walka nie trwala dlugo , robot po niedlugim czasie padl na ziemie wyrzucajac z swojego wnetrza malego stworka - goblina , ktory zaczol uciekac grozac im piesciami i wrzeszczac:
-Jeszcze sie zemscimy!
-Tak , tak jaaaaaasne - rzekla D'arc ziewajac.
-Dobra , koniec zabawy , wrocmy do gry , chce wreszcie to skonczyc - rzekl Nibo udajac sie w strone karawany.
Reszta smiejac sie do rozpuku i z Niba , i z goblina podazyla jego sladem.
Rozdzial Szesnasty , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Dwudziestypiaty
-Piekne... - wyjakala D'arc
Cala osemka stala zauroczona.Lut Gholein , klejnot pustyni , stal przed nimi piekny i monumentalny , rozswietlony milionami swiatel , wygladal jak prawdziwy klejnot posrod nocy.Zaslugiwalo na swoj tytul.
Rano wjechali z karawana do miasta , powital ich mlody czlowiek w turbanie i rzekl oficjalnym tonem:
-Witajcie , jestem Jerhyn , obecny wladzca portu Lut Gholein. - podszedl do Warriva i uscisnol mu dlon -Warriv przyjacielu! Jak ja dawno Cie nie widzialem stary druhu
-I zapewne bys nie zobaczyl , gdyby nie ta osemka bohaterow - powiedzial wskazujac na nich
-A kimze oni sa?
Warriv pokrotce przedstawil kazdego z nich , i opowiedzial o ich zaslugach.Jerhyn zdziwiony spojzal na osemke.
-Zaprawde dokonaliscie wielkich czynow , jestem rad ze moge goscic w mym miescie takich ludzi jak Wy.Wybaczcie ze nie zapraszam Was do palacu , ale od kiedy przybyly demony , wszystko sie skomplikowalo... - i odszedl w strone palacu.
Warriv odwrocil sie do nich.
-Tam jest rynek - rzekl wskazujac reka kierunek - Cain tam na Was czeka , spotkacie tam tez Fare i Lysandra.Fara jest miejscowym kowalem , a takze lekarzem , Lysander natomiast jest swietny w przyrzadzaniu roznorakich mikstur , lecz biedak jest prawie gluchy.Dalej , poza rynkiem , spotkacie medrca Drognana , wie o wszystkich tajemniczych sprawach i jest znawca pradawnych magii.Elzix prowadzi tu swego rodzaju hotelik , moze ma tez cos na sprzedarz.Atma jest wlascicielka miejscowej gospody , a Greiz szefem najemnikow ktorych wynajol Jerhyn by chronili miasto.Coz to chyba wszystko co powinniscie wiedziec , radzilbym Wam udac sie do hotelu Elzixa by wypoczac , niewiadomo co Was tutaj czeka.No to na mnie juz czas , mam tu rozne sprawy do zalatwienia , do zobaczenia - i udal sie w nieznana strone miasta.
-Nie wiem jak Wy , ale ja ide sie przespac. - powiedzial Nibo
-Ja ide porozmawiac z Cainem i okolicznymi ludzmi. - rzekla Hoshi
-Tez tak chcialam zrobic. - poparla ja D'arc
-No to narazie. - rzekl Barbarzynca i szostka mezczyzn udala sie w strone wskazana przez Warriva
-Wreszcie same. - westchnela z ulga Amazonka
-Taaa , wolnosc. - rzekla D'arc puszczajac oko do Hoshi
-Ha! To co robimy Ciociu? - odparla usmiechajac sie Stokrotka
-A nie wiem , chodz do tej gospody.
-Dobra , ale Ty stawiasz.
-No dobrze...ale Ty placisz za nocleg.
-Uparta jestes.
-No a jak.
I poszly smiejac sie.Gospoda okazala sie milym miejscem , nie bylo tu ludzi skorych do bojek ani tym podobnych.Podeszly do baru.
-Co paniom podac? - zapytal barman
-Wino.Czerwone wino. - odrzekla D'arc
-Juz sie robi - odrzekl i poszedl na zaplecze po trunek , po chwili wrocil , D'arc zaplacila i podeszly do najblizeszego wolnego stolika.
-Wiesz , jedno mnie dziwi - rzekla Hoshi saczac powoli wino - Jakos nikt sie nie dziwi temu ze wygladam jak aniol.
-Coz , teraz to co sie dzieje na swiecie przekracza mozliwosc ludzkiego pojmowania , wiec czemu maja sie dziwic temu ze ktos ma skrzydla? - odparla D'arc
-No tak...
Przez chwile milczaly.D'arc odezwala sie pierwsza:
-Powiedz mi cos Sto.
-Co takiego?
-Ty ich kochasz , prawda?
-Kogo?
-Zycha i Migoq'a.
Hoshi poczula sie zmieszana.
-Coz...no...tak...kocham ich...
-Wiesz o tym ze bedziesz musiala kiedys wybrac?
-Tak wiem...ale watpie czy oni cos do mnie czuja...
D'arc nic nieodpowiedziala.Wiedziala ze Mnich i Paladyn ja kochaja , potrafila to poznac , lecz nie mogla jej tego powiedziec.
-Dobra Sto , chodzmy spac , wreszcie miekkie lozko , super - rzekla Ninja przeciagajac sie.
-Bierzemy jeden czy dwa pokoje? - spytala parskajac smiechem Stokrotka
-Jasne ze jeden , a z kim ja bede gadac przez sen?
I wyszly smiejac sie , wiedzialy ze jutro znowu beda musialy wraz z reszta znow rozpoczac swoja krucjate...
Rozdzial Siedemnasty , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Dwudziestyszosty
Hoshi obudzily krzyki.Zobaczyla ze D'arc wyglada przez okno.
-Co tam sie dzieje? - zapytala Amazonka
-Znaleziono jakies cialo...
-Yyyy?
-Mowia o jakiejs bestii...Radamencie...
-Zejdzmy na dol , moze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Migoq Aki
Poring
Dołączył: 13 Lis 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 3:12, 19 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
-Zejdzmy na dol , moze sie czegos dowiemy
-Dobry pomysl...
Szybko sie ubraly , i zbiegly po schodach.Ludzie byli wystraszeni , biegali bez celu.
-Chodzmy do Greiza , moze on cos wie - powiedziala D'arc.
-A co z reszta?
-Chlopaki wyruszyli na pustynie , raczej predko nie wroca.
Ruszyly do Greiza.Szef najemnikow byl postawnym mezczyzna , widac bylo w jego twarzy ze widzial na tym swiecie wiele rzeczy.
-Witam obywatelki , coz Was do mnie sprowadza? - powital D'arc i Hoshi
-Slyszalysmy ze znaleziono jakies cialo , podobno zabil go jakis potwor Radament... - zaczela Stokrotka
-Ah tak...ta bestia juz wielu zabila , co jakis czas ktos z kijem sie porywa do kanalow i juz nie wraca.Jezeli chcecie go zabic , to niech Wszechmogacy ma Was w swojej opiece , tam jest klapa otwierajaca tunel prowadzacy do kanalow.Do zobaczenia. - i odszedl
D'arc i Hoshi spojzaly na siebie.Ninja podeszla do klapy i otworzyla ja kopniakiem.
-Idziemy. - i znikla w mroku
Hoshi podazyla za nia.
Kanaly Lut Gholein byly zaprawde nie milym miejscem.Ciemno , duszno i wszedzie zapach zgnilizny.Amazonka probowala skrzydlami rozwiac ten odor , na prozno.Dwie kobiety ruszyly w glab tuneli.Jak narazie bylo spokojnie.
-Jak sadzisz , co tu spotkamy? - zapytala Amazonka
-Zapewne jakies nie mile robale i inne pajaki - wzdrygnela sie D'arc
Jej obawy sie sprawdzily.Nie wiadomo skad pojawily sie ogromne pajaki - arachindy.
-Oho...ja je przytrzymam , Ty je powystrzelaj - rzekla Ninja i ruszyla w grupe potworow
O dziwo byly bardzo slabe , wystarczylo po jednym ciosie i strzale na kazdego.
-Hm...albo oni sa tacy slabi , albo my jestemy takie mocne - rzekla Hoshi
-Wiadomo ze to drugie - odparla D'arc
Kolejne pajaki byly tak samo slabe.Inne potwory zreszta tez.
-Ten Radament otacza sie slabiakami - rzekla Hoshi zestrzelajac kolejnego arachinda
-Moze i tak , lecz mnie samego nie pokonacie - rozlegl sie demoniczny glos
Dwom dziewczynom ukazala sie postac.Cala w bandazach , tylko z odslonieta czaszka i siwymi wlosami z niej wystajacej.
-Jestem Radament Upadly , i Was zniszcze! - wystrzelil jakims pociskiem w D'arc , Ninja odrzucona z impetem uderzyla w sciane.Hoshi uniknela pocisku wyslanego w nia i wystrzelila kierowana strzale.Radament nawet tego nie poczul.D'arc wstala i zaczela atakowac demona , Radament nadzwyczaj sprawnie sie bronil i wyprowadzal skuteczne ataki.Hoshi strzelala strzala zamrazajaca , co troche go spowalnialo , lecz i tak byl szybki.
-Nova smierci!! - wykrzyknol Radament po pewnym czasie
W D'arc i Hoshi uderzylo potezne uderzenie , namacalnie czuly ze to cos wysysa z nich zycie , zapadaly w ciemnosc...
-NIEEEE!!!!!! - uslyszeli krzyk.
Migoq , Zychu , Crisper , Wazaa , Kisharo i Nibo biegli na pole bitwy.
-W sama pore... - wydyszala D'arc
Migoq doskoczyl do Radamenta i zaczol go atakowac z niewyobrazalna predkoscia.Radament uniosl dlon , i cale kanaly zaczely sie walic
-Jezeli mam zginac , to zabiore Was ze soba! - zasmial sie demon
Migoq zlapal demona w kleszcze.
-Zychu , zabierz Hoshi i D'arc stad , UCIEKAJCIE!!!! - wrzasnol Mnich
-Ale... - zajakal sie Zychu
-Rob co mowie! Dam sobie rade
Zychu wziol dziewczyny na ramiona
-Migoq!!! - wrzasnely rownoczescie D'arc i Hoshi
-Jeszcze wroce...uciekajcie juz!!! - i lawina kamieni zastawila im widok.Siodemka bohaterow uciekla bezpiecznie.
-On...on sie poswiecil...dla nas - wyjakala D'arc lezac juz w lozku do stojacego nad nia Crispera.
-On przezyje... - odparl Druid mieszajac odtrutke dla Ninjy
Jeszcze dlugo rozmawiali o nim , zanim usneli.
Tymczasem Migoq lezal przygniecony tonami kamieni , ledwo , ale zyl...
-To bylo piekne Mnichu - odezwal sie glos
-C..o...kim...jestes...?
Wszystkie kamienie gdzies zniknely , oczom Mnicha ukazala sie postac spowita w swiatlo.
-Jestem Archaniol Tyrael , przybylem by Cie zabrac do Niebios , bedziesz rosl w sile trenujac , jestes jednym z niewielu ktorzy dostapili tego zaszczytu , udaj sie za mna w ten portal - wskazal za swoje plecy
Migoq juz nie czul bolu.Wstal podszedl do portalu i spojzal na Tyraela.
-Dziekuje... - i zniknol w rozblysku swiatla...
Rozdzial Osiemnasty , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Dwudziestyosmy
Wszyscy byli przybici , a zarazem podziwiali bohaterstwo Migoq'a.Najbardziej przybita byla Hoshi , nie mogla wiedziec co stalo sie z Mnichem.
Ale musieli kontynuuowac swa misje...
Siedzieli wszyscy w malym pokoiku sluchajac opowiesci Caina o Lasce Horadrimow.Gdy skonczyl spojzal na nich.
-I Wy musicie odnalezc wszystkie czesci Laski , aby otworzyc przejscie do komnaty grobowej Tal Rasha.Tu pod Lut Gholein znajduje sie labirynt prowadzacy do miejsc ukrycia obydwu czesci Laski , nie ma czasu do stracenia.Porozmawiajscie z Drognanem , on przyblizy Wam gdzie znajduje sie grobowiec. - wstal i wyszedl z pokoiku.
-Wiec ruszajmy - rzekla Hoshi
Wyszli z pokoju.Poszli w miejsce gdzie Cain powiedzial ze jest wejscie do tegoz labiryntu.Byla to zwykla dziura w murze ze schodami.Wypuscili D'arc na przod i zaczeli schodzic.D'arc liczyla stopnie.Schodzili i schodzili.
-Ten labirynt musi byc strasznie gleboko. - rzekla Hoshi
-3458 , Na to wychodzi , 3463... - odparla D'arc.
Szli dalej.Po , jak sadzili , kilku godzinach staneli na twardym gruncie.
-Rowne 10000 schodow - rzekla D'arc ciezkon dyszac.
-Sugeruje zrobic maly odpoczynek. - rzekla Hoshi padajac na ziemie.
Wszyscy jej przytakneli i takze usiedli.D'arc rozgladala sie po pomieszczeniu , a bylo zaiste dziwne.Wszedzie panowala jasnosc , a nigdzie nie bylo widac pochodni , bylo zadziwiajaca cieplo jak na taka glebokosc i wilgoc.Cale pomieszczenie pokryte bylo hieroglifami i po dwoch stronach komnaty staly drzwi.
-Zaiste ciekawe miejsce... - rzekla Ninja wyciagajac katane -Dobra ruszac sie , wyruszajmy.
-Mam pomysl - wtracil Kisharo - Sadze ze bedzie szybciej , jezeli podzielimy sie na dwie grupy.
-To nie jest dobry pomysl - zaprzeczyla mu Stokrotka - Nie wiadomo co tutaj spotkamy , nie ma pewnosci ze podzieleni damy sobie rade , takze lepiej trzymac sie razem.
Ruszyli cala grupa w prawe drzwi oznaczone symbolem amuletu.Ich oczom ukazal sie korytarz ze schodami na koncu.
-Oooo nie , znowu schody - rzekl Nibo
Na szczescie zejscie bylo krotkie.Znalezli sie w miejscu przypominajacym grobowiec.Ruszyli jedynym korytarzem , i zaraz otoczyly ich szkielety.Hoshi juz miala je wystrzelac , gdy D'arc powstrzymala ja reka.
-Daj mi sie popisac - rzekla i wyskoczyla wysoko w gore - Venom Splasher!!! - rozswietlila sie fioletowym swiatlem , i takiz okrag rzucila w szkielety ktore staly sie zielone od trucizny.
-10 , 9 , 8 , 7 , 6 , 5 , 4 , 3 , 2 , 1 - odliczyla D'arc i wszystkie szkielety naraz padly
-Niesamowite - rzekli wszyscy
-Dobra , dobra , wiem ze jestem super , ale chodzmy dalej - powiedziala Ninja
Szli i co jakis czas napadaly ich coraz wieksze bandy szkieletow , nawet pojawili sie jacys szamani ale siodemka bohaterow bez problemu dawala sobie rade.W koncu staneli przed monumentalnymi drzwiami na ktorych widnial runiczny napis.
-To na pewno tu - rzekla Hoshi i otworzyla drzwi.Byla to pusta komnata z podestem na srodku.Na tym podescie lezalo Zwienczenie Laski Horadrimow.
-Dobra , bierzemy to i spadamy - rzekla D'arc , juz podchodzila do podestu , gdy jak spod ziemi wyrosly ogromne weze z rekami - zmijoszpony i zaatakowaly Ninje.D'arc zdazyla odskoczyc do reszty.
-Trzeba walczyc - rzekla Hoshi wysylajac grad strzal w potwory.Zychu aktywowal aure fanatyzmu , Crisper leczyl , Wazaa miotal wszedzie kulami ognia , a Kisharo , D'arc no i Zychu walczyli w zwarciu.Walka nie trwala dlugo , D'arc kilka razy uzyla Venom Splashera , Hoshi eksplodujacych strzal i zmijoszpony lezaly martwe na calej komnacie.D'arc pochwycila Zwienczenie z podestu i cala siodemka zaczela wracac...
Rozdzial Dziewietnasty , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Dwudziestyosmy
Gdy dotarli do komnaty z ktorej przybyli postanowili obejrzec sobie dokladniej Zwienczenie.Bylo ono amuletem , z jakimis nieznanymi im inskrypcjami wyrtymi w srodku tarczy amuletu.
-Dziwna rzecz - rzekla Hoshi ogladajac amulet -Dobra , chodzmy po Trzonek - i ruszyla do drugich drzwi.Gdy je otworzyla ujrzeli identyczny korytarz jak w tamtych drzwiach lecz na koncu nie bylo schodow , tylko wykopana w ziemi dziura.Zeszli tym 'zejsciem' i staneli w wykopanym w ziemi tunelu.
-Dziwne... - rzekla D'arc
Ruszyli 'korytarzem' i zaraz staneli jak wryci.Wszedzie bylo pelno robakow , ogromnych , zoltych robakow.
-Ble...pozabijajmy je - rzekla z usmiechem na ustach D'arc , wyskoczyla w gore - Venom Splasher!
Wszyscy odczekali 10 sekund.Jedyne co sie stalo to to , ze robaki ich zauwazyly i zaczely isc w ich strone.
-To nie mozliwe zeby przezyly Splashera...chyba ze sa odporne na trucizne - rzekla zdziwiona D'arc
-Multiple... - Hoshi napiela strzale na luk - Shot!!! - multistrzala zmiotla najblizsze robaki , lecz one wciaz nadchodzily
-Cos je stamtad wysyla - rzekla D'arc - Sto , strzelaj w nie zebysmy mogli sie tam dostac.
-Okej.
Szostka bohaterow utworzyla zwarty czwrobok i szli powoli przez padajace od strzal Hoshi robaki.Gdy wreszcie sie przebili , zobaczyli ogromnego robaka
-To ten , musimy go zabic - rzekla D'arc i rzucila sie z katana na robala.Szostka pozostalych uderzala tym co miala najlepsze i robal po chwili padl.Gdy to sie stalo pozostale robaki uciekly w poplochu.
-Gdzie ten Trzo... - urwala Hoshi.Spod ziemi wylonila sie skrzynia , a w srodku Trzonek Laski Horadrimow.Hoshi wziela kawalek drewna do reki.
-Wracajmy do Caina - rzekla - Zychu , dasz rade otworzyc portal?
-Oczywiscie - Paladyn ukleknol i po chwili portal stal otworem.
Po pojawieniu sie w Lut Gholein ruszyli natychmiast do Caina.Po obejrzeniu artefaktow usmiechnol sie do nich.
-Jestescie niesamowici , w tak krotkim czasie znalezliscie obie czesci Laski Horadrimow , teraz musze je polaczyc za pomoca innego artefaktu , chodzmy w bezpieczniejsze miejsce. - rzekl medrzec i udali sie do tego samego pokoiku w ktorym im opowiedzial o Lasce.
-Wiec , aby polaczyc obie te czesci - zaczol Cain -trzeba uzyc przedmiotu zwanego Kostka Horadrimow , kiedys bylo ich wiele na swiecie , ostatnia z nich znajduje sie w moim posiadaniu , jako ostatniego zyjacego czlonka bractwa Horadrim. - siegnal za pazuche i wyciagnol calkiem nie duza kostke -A oto i ona.
Postawil ja na ziemi , a ta otworzyla sie na wszystkie strony.Cain polozyl artefakty na srodku i kostka sie zamknela.Deckard nacisnol przycisk i artefakt rozblysnol oslepiajacym blaskiem.Gdy wreszcie dalo sie cos dojrzec , kostka lezala otwarta , a na jej srodku stala poziomo blyszaca , zakonczona pieknym krysztalem laska.
-A oto i ona - rzekl Cain
-Piekna... - powiedziala pelna zachwytu Hoshi
-Zaniescie ja teraz do grobowca Tal Rasha , jak juz mowilem Drognan przyblizy Wam gdzie on sie znajduje.Radze Wam sie przespac , to moze byc meczaca podroz - wyszedl
-Ja chyba tak zrobie - rzekla D'arc -Sto , idziesz tez?
-Raczej tak , dobranoc chlopcy - i wyszly takze.
Slyszaly jak reszta takze wychodzi z pokoiku.Gdy weszly do swojego pokoju dlugo staly i milczaly.Hoshi ni stad ni z owad sie rozplakala.
-Co jest Sto? - spytala D'arc
-Brakuje mi Miga... - odparla zaplakana Amazonka -On sie za nas poswiecil , i to bez wahania...
D'arc podeszla i przytulila Stokrotke.
-Nie martw sie...powiedzial ze wroci... - i sama zaczela plakac
Rozdzial Dwudziesty , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Dwudziestydziewiaty
Nazajutrz udali sie z rana do Drognana.Medrzec czekal na nich.
-Wiem po co tu jestescie - zaczol - Tak wiec nie znalazlem opisu miejsca gdzie lezy grobowiec , lecz mam dla Was dobry trop...Niegdys , znajdowala sie tutaj twierdza poteznego zakonu Vizjerei , bylo to stowarzyszenie zarowno magow jak i wojownikow , bardzo przyczynili do wyniku Wojny Grzechu.Wiec w tym klanie byl potezny demonolog - Horazon.Zalozyl on tutaj gdzies swoje Tajemne Sanktuarium , byl tak poteznym magiem , ze sprowadzil tam demony z piekla rodem , ktore sluzyly mu jak niewolnicy.Horazon sledzil rozne wazne wydarzenia , takie jak np. uwiezienie Baala w ciele Tal Rasha , wszystko spisywal w dzienniku.Sadze ze w tej ksiedze powinno byc troche wiecej o polozeniu grobowca.Podejrzewam , ze wejscie do Sankuarium znajduje sie gdzies pod palacem.Jerhyn Wam to wyjasni.Ruszajcie , czas nagli.
Siodemka bohaterow ruszyla szybkim krokiem w strone palacu.Jerhyn na nich czekal.Opowiedzial im o pewnym medrcu ktorego bardzo interesowala historia Vizjerei , i ktory badajac palac natknol sie na dziwne pieczecie w piwnicach , a pozniej znikl w niewyjasnionych okolicznosciach.
-Drzwi do palacu stoja przed Wami otworem , powodzenia. - zakonczyl Jerhyn
I ruszyli w nieznane...
Piwnice palacu byly strasznym miejscem , co jakis czas spotykali martwe oddzialy strazy i zmasakrowanych ludzi.
-Nie zbyt tu milo , ale bynajmniej nie ma tu potworow... - powiedziala D'arc
Ledwo to powiedziala , a z nie wiadomo skad pojawily sie szkielety i zmijoszpony.
-Moglabys nastepnym razem nie krakac Ciociu? - zapytala Hoshi sciagajac najblizeszego szkieleta
-Postaram sie - odparla - wyskoczyla w gore - Venom Splasher!!
Po dziesieciu sekundach szkielety padly.
-Teraz bedzie troche latwiej
Siodemka bohaterow szybko dala sobie rade z pozostalymi zmijoszponami , ruszyli dalej , o dziwo wiecej potworow nie bylo.
Doszli do zejscia na nizszy poziom.
-Lepiej zapobiegac... - rzekla Hoshi napinajac luk - Exploding Arrow!! - wybuchajaca strzala pomknela na dol.Eksplozja obwiescila wszystkim ze droga jest wolna , zeszli na dol.
Drugi poziom piwnic byl identyczny z pierwszym , lecz z jedna roznica - bylo tu wiecej zwlok , i ludzi , i potworow.
Jako ze strop byl tutaj wyzszy , Hoshi uniosla sie na swych skrzydlach by wypatrzec zejscie dalej.
-Zejscie jest nie daleko , lecz strzega go jakies dziwne arachindy - rzekla schodzac na ziemie.
-Jak to dziwnych? - zapytala D'arc
-No...wiekszych , i zielonych
-Tkacze trucizny - rzekl Crisper -Sa bardzo niebezpieczne , im mniej nas dotna tym lepiej , ich trucizna jest bardzo silna , sa takze na nia odporne.
-Crisp ma racje - rzekl Nibo - Gdy bylem jeszcze dzieckiem , taki pajak uzadlil przyjaciela mojego ojca , biedak zmarl na drugi dzien...
-Czyli wystarczy zeby nas nie dotknely tak... - zamyslil sie Wazaa - Kisharo Ty chyba mozesz cos przywolac do pomocy o ile dobrze wiem?
-No...tak - odparl Assassin
-Ty Hoshi chyba takze?
-Tak...jezeli dobrze mysle chcesz wyslac przywolancow na przod zeby ich sciagnac z daleka? - odparla Amazonka
-To bedzie najlepsze wyjscie.
-Wiec ruszajmy - rzekla D'arc
Powoli zblizali sie do miejsca gdzie czekaly na nich tkacze trucizny.Gdy byli dosyc blisko D'arc zatrzymala ich reka.
-Lepiej poprzywolywac tutaj - rzekla
Kisharo wykonal kilka szybkich ruchow rekoma
-Mistrz Cienia! - powiedzial
Jego cien , stal sie osobna postacia , ktora byla zadziwiajaca do niego podobna.
Hoshi uniosla w gore luk.
-Walkiria!
Z nikad pojawila sie postac , otoczona swietlista aura z pika w rece.
Crisper przywolal swoje wilki , oraz wodnego golema.Teraz byli gotowi.Ruszyli wystawiajac przywolancow na przod , tkacze trucizny szybko ich zauwazyly , lecz przywolance dobrze spelnialy swoja role.
Kazdy kto mogl , atakowal na odleglosc , Kisharo rozstawil pulapki i rzucal shirukenami , Zychu uzywal Piesci Niebios , Wazaa zbieral energie do Blizzarda , a Hoshi strzelala strzala zimna , dajac przywolancom wieksza szanse na przezycie , natomiast Crisper leczyl.D'arc gdzies znikla.Hoshi zauwazyla to pierwsza.
-Gdzie D'arc? - zapytala nieprzerywajac ostrzalu
Wszyscy uslyszeli glos.
-Grimtooth!!
Ziemie przeszywaly fale wydobywajacych sie spod ziemi kolcow , ktore bardzo uszczupliply zapasy zycia tkaczy trucizny.Walka nie trwala juz dlugo , gdy padl ostatni pajak , w miejscu skad wydobywaly sie kolce pojawila sie D'arc.
-Co to bylo? - wykrzyknela Hoshi
-Eeee tam...stare sztuczki... - odparla z usmiechem Ninja
Hoshi takze sie usmiechnela i siodemka bohaterow zeszla na trzeci poziom...
Rozdzial Dwudziestypierwszy , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Dwudziestydziewiaty
Trzeci poziom wygladal zupelnie inaczej.Nie bylo tu zwlok , a sciany pokryte byly licznymi inskrypcjami oraz runami i wszedzie bylo namacalnie czuc magie...
Hoshi probowala uniesc sie w gore , by zobaczyc droge , lecz nie mogla.
-Co jest? - powiedziala poirytowana Stokrotka
-"Bariera ciszy" - odezwal sie w jej umysle glos Rudry -"Blokuje uzywanie magii"
-Magiczna bariera... - odparla na glos Amazonka
-Co? - zapytala D'arc
-W tym pomieszczeniu jest bariera ktora blokuje uzywanie magii - wyjasnila innym Hoshi
-Niezbyt ciekawie...
Ruszyli jedynymi drzwiami ktore tutaj byly , droga byla dosyc prosta zwazywszy na nieobecnosc potworow.
-Niepokoi mnie ten spokoj - rzekla Hoshi
-Spoko , pewno zaraz cos spotkamy - odparla jej D'arc
Jednak dalej nic sie nie dzialo.Korytarz ciagnal sie i ciagnal , lecz w koncu doszli do jego konca.
Znalezli sie w pieknie zdobionej sali , z runicznymi inskrypcjami pokrywajacymi podloge.Na jej srodku byl wyryty wielki hexagram , a w jego srodku stal portal.
-Zaraz pewnie cos wyskoczy zeby bronic tego portalu - rzekla D'arc
I tak sie stalo.Z szeszciu koncow hexagramu rozblyslo swiatlo i pojawilo sie siedem postaci odzianych w zbroje.Przypominaliby ludzi , gdyby nie to ze mieli kazdy po szesc rak , i w kazdej rece spoczywal miecz.Byli to piaskowi jezdcy.
-Po jednym dla kazdego...hehe... - rzekla D'arc -Milo...
Doskoczyla do najblizszego jezdzca.
-Sonic... - jej katana rozblysla fioletem - Blow!!!
D'arc wyprowadzila 8 , nie dajacych sie zauwazyc golym okiem , poteznych ciosow.
-Zostalo szesciu...
Wszyscy ruszyli do ataku , jedynie Wazaa stal w miejscu , jego magia byla blokowana przez bariere.
Okazalo sie ze reszta piaskowych jezdzcow wcale nie byla taka slaba.Crisper mial pelne rece roboty przy leczeniu.Mimo iz nasi bohaterowie mieli przewage liczebna , przegrywali , piaskowi jezdzcy zdobywali przewage.
-"Musza miec jakis slaby punkt" - myslala Hoshi
-"I maja" - uslyszala znowu glos Rudry -"Celujcie w ich rece"
-Sluchajcie! - krzyknela Stokrotka -Celujcie w rece!
Jako ze nikt nie mial lepszego pomyslu , zastosowali sie do rady Hoshi.I zaczelo to skutkowac , rece piaskowych jezdzcow byly bardzo podatne na ataki , oraz ich rany bardzo dotkliwie uderzyly potwory.
-Iiiiha! - krzyknela D'arc gdy jej piaskowy jezdziec padl , doskoczyla do jezdzca Zycha.Walka nie trwala juz dlugo , wkrotce jezdzcy padli , a portal stal otworem.
-Brawo , brawo - rozlegl sie glos -Pokonaliscie moich jezdzcow , czekam na Was w Sanktuarium smiertelnicy...
-Kim jestes?! - krzyknela Hoshi
Nie bylo odpowiedzi.Siodemka bohaterow ruszyla w portal...
Tym czasem , w innym wymiarze Migoq patrzal na poczynania swych towarzyszy przez wielka krysztalowa kule.
-Kiedy bede mogl do nich wrocic? - zapytal Saraliera , aniola z ktorym trenowal
-W odpowiednim czasie Mnichu , wracajmy do cwiczen - odparl Saralier
Rozdzial Dwudziestydrugi , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Dwudziestydziewiaty
-Jak tu....dziwnie... - rzekla Hoshi rozgladajac sie po Tajemnym Sanktuarium.
Miejsce w ktorym stali , bylo stworzonym z run , unoszacym sie w powietrzu kwadratem , na kazdej jego krawedzi stal szkarlatny portal.
Samo "powietrze" bylo czarna , nieskonczona przestrzenia w ktorej unosily sie swietliste punkciki.
-Nie chcialabym tam spasc - powiedziala D'arc , patrzac w proznie.Wszyscy jej potakneli.
-Wiec , ktory portal wybieramy? - ciagnela Ninja
-Zgadujcie , smietelnicy , czekam na koncu drogi ktoregos z czterech portali - rozlegl sie znowu ten sam glos co na trzecim poziomie palacowych piwnic.
-Dobra , bierzmy pierwszy-lepszy - rzekla Hoshi i weszla w zachodni portal , reszta ruszyla za nia.
Znalezli sie na drodze , stworzonej z takiego samego "materialu" co kwadrat z ktorego przybyli.
-To zaczynamy zabawe... - rzekla D'arc
Ruszyli droga uwazajac by nie spasc w proznie , poprzez "tlo" Sanktuarium wydawalo im sie ze stoja w miejscu.Wkrotce spotkali pierwszego przeciwnika na swej drodze.
-C...co to jest? - wyjakala Stokrotka na widok tego co przed nimi stalo.
A byl to , ogromny zywiolak wody , przypominajacy swym wygladem chodzaca fontanne z rekami.D'arc uderzyla go katana , lecz ostrze przeszlo na wylot , nie czyniac zywiolakowi rzadnej szkody.On natomiast , jednym uderzeniem swej poteznej lapy odrzucil Ninje na dobre dwa metry.
-Cholera...przeciez on jest z wody...ataki fizyczne mu nic nie zrobia.
-A mozeby go tak... - zaczol Wazaa -Zamrozic? Glacial Spike!! - wystrzelil grot lodu w potwora.
Wszyscy juz mysleli ze sie uda , lecz ich nadzieje prysly gdy zywiolak pozostal nie ruszony.
-Moze ja sproboje... - Hoshi napiela cieciwe swego luku - Freezing Arrow! - zamrazajaca strzala pomknela w strone potwora.Poskutkowalo.Zamrozony zywiolak byl juz latwym celem , wiec po krotkiej chwili szli juz dalej.Droga ciagnela sie , zawijasami , zakretami , lecz w miare prosto.Co jakis czas spotykali grupki , po czterech , trzech zywiolakow , ale nic pozatym.
-Widocznie Horazon zabral wraz ze soba swe demony - powiedziala D'arc zabijajac kolejnego zywiolaka.Szli dalej.
-To sie robi nudne... - mardzila Hoshi
-Patrz tam - D'arc wskazala reka dalsza czesc drogi.Byl tam taki sam kwadrat z ktorego przybyli , lecz z jednym portalem -Chyba nie trafilismy.
-No , raczej.
Doszli szybko do portalu , i znalezli sie w punktcie wyjscia.
-No to nastepny portal - powiedziala D'arc i weszla w poludniowy portal.Reszta ruszyla za nia...
Rozdzial Dwudziestytrzeci , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Dwudziestydziewiaty
Ta droga wygladala identycznie jak poprzednia.
-Ten Horazon moglby jakos zroznicowac wyglad tego swojego Sanktuarium - powiedziala zirytowana Hoshi
-Wiesz , magowie tamtych czasow nie byli zbyt pomyslowi - odparl Wazaa
-Pomyslowy sie znalazl...zartuje - usmiechnela sie D'arc -To lecim z tym koksem.
Ruszyli szybkim krokiem przez droge.
-Ta proznia zaczyna mnie meczyc... - powiedzial Zychu
-Mnie tez - rzekl Nibo
-Nie marudzcie tylko idzcie troche szybciej - ponaglil ich Kisharo
Lecz daleko nie zaszli.Droge przestawilo im cos w rodzaju malego tornada , lecz posiadajacego rece i glowe
-Niech zgadne...zywiolak powietrza? - powiedziala D'arc
-Chyba na kazdej drodze beda inne zywiolaki - dodala Hoshi , juz miala strzelac gdy zywiolak przemowil:
-Nie chce walczyc , jestem pokojowo nastawiony , jak inne zywiolaki powietrza , nasz pan jest szalencem , nie chcemy mu sluzyc , chodzcie , zaprowadze Was do wyjscia stad , poniewaz ta droga jest labiryntem - ruszyl do przodu , siodemka bohaterow zdziwiona postawa potwora , lecz ruszyli za nim.
-A kim jest wasz pan? - zapytal Crisper
-Oszalalym czlowiekiem , ktory mysli ze dorowna moca Horazonowi - odparl potwor
-Ile juz tutaj tkwicie? - zapytala D'arc
-A bedzie z 1000 lat...moze troche wiecej.
-Skoro jestes zywiolakiem , moze podpowiedzialbys nam jak sobie poradzic ze swoimi kolegami z innych zywiolow? - zapytala tym razem Hoshi
-Wiem ze zywiolaki ziemi sa podatne na ogien , natomiast zywiolaki ognia niby na wode , lecz i ta nie wiele im robi.
-Czy jest pewne ze na innych drogach sa tez zywiolaki?
-Nie wiem , moze tak a moze nie.
Wypytywali zywiolaka o co sie dalo , a ten grzecznie odpowiadal.Po drodze napotykali jego pobratymcow ktorzy grzecznie ich witali
-Dziwne demony... - szepnela Hoshi do D'arc
-Noooo...
Gdy dotarli do portalu zywiolak grzecznie ich pozegnal i wrocil swoja droga.
Nasza siodemka znowu wrocila do punktu wyjscia.
-Bardzo mile potwory nie sadzicie? - zapytal Zychu
Wszyscy potakneli.
-To ktory teraz portal? - zapytala D'arc
-Moze ten? - odpowiedziala pytaniem Hoshi wskazujac na wschodni portal
-Ok
Siodemka ruszyla na nastepna droge...
Rozdzial Dwudziestyczwarty , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Dwudziestydziewiaty
Takze ta droga byla identyczna jak pozostale trzy.
-Ciekawe co tutaj spotkamy - rzekla D'arc
-Zapewne jakies zywiolaki - odparla Hoshi
Ruszyli znowu , praktycznie ta sama droga , czas strasznie im sie dluzyl.
Nie wiedzieli , ze Sanktuarium Horazona bylo wymiarem odcietym z czasu ziemskiego , wedlug nich byli tu juz dobrych parenascie godzin , a tak naprawde nie byli tutaj nawet minuty.Szli juz jakis czas , a ciagle nic nie zastawialo im drogi.
-Nudno sie tu robi - ziewnela D'arc
Wszystkim juz nudzilo sie to Sanktuarium , lecz pozostawali czujni , nie wiadomo bylo kiedy potwory zaatakuja.
Nagle droge zastawil im ogromny glaz.Zajmowal cala sciezke , nie dalo sie go obejsc.
-No chlopcy - rzekla Hoshi -Chyba sie pozwolicie zebysmy my to przesuwaly?
Mezczyzni z naburmuszonymi minami ruszyli do kamienia.
-To zawsze dziala - D'arc szepnela Hoshi
-Hehe , wiem - odszepnela Stokrotka
Lecz gdy tylko zblizyli sie do kamienia , ten sie poruszyl.Zaczely z niego wyrastac ogromne ramiona , oraz malutkie nozki.Na srodku czesci ktora byla do nich zwrocona wyryly sie oczy.Zywiolak ziemi ruszyl do ataku.Atakowali ze wszystkich sil , lecz jego gruba "skora" chronila go zarowno przed magia , jak i przed atakami fizycznymi
-Zaraz , zaraz...przeciez zywiolak wiatru mowil ze one sa wrazliwe na ogien , dawaj Wazaa , ogniste kule! Atakujcie czym macie ognistym! - powiedziala Hoshi
Poskutkowalo , zywiolak rozlecial sie po chwili na czesci i opadl w proznie
-Ha! - podsumowala to D'arc
Ruszyli dalej , spotykajac takie glazy jak tamten , lecz wiedzieli ze sa ta zywiolaki i odrazu atakowali je.
-Te sa najprostrze - rzekla Hoshi gdy kolejny zywiolak osunol sie w proznie
-Tez tak sadze - poparla ja D'arc
Szli dalej.Ta droga byla zdecydowanie najdluzsza , najprostrzsza i najnudniejsza.
Idac wspominali czasy , sprzed zniszczenia Tristram , kiedy na swiecie panowal pokoj.
Gdy wreszcie dotarli do portalu ulzylo im , wrocili na kwadrat.
Czekala ich ostatnia droga...
Rozdzial Dwudziestypiaty , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Dwudziestydziewiaty
Ta droga wygladala zupelnie inaczej.Wokolo wszedzie staly czary , z zywym ogniem w nich plonacym , oraz proznia stala sie lekko szkarlatna.Do tego , bylo tu strasznie goraco.
-Wreszcie jakas odmiana - rzekla D'arc
-No , nareszcie - wtorowala jej Hoshi
Ruszyli naprzod , gotowi na kolejne starcie.Nie musieli czekac dlugo , po chwili droge zagrodzily im znowu zywiolaki , zywiolaki ognia.Byly to , strasznie wysokie , plonace ogromnym ogniem postacie.Wystrzelily naraz kulami ognia , ktore polaczyly sie w jedna , ogromna kule piekielnego zaru.Gdy juz byli prawie pewni , ze zgina uslyszeli z przed siebie glos:
-Reflect Shield!!!
Wybuch przeslonil im widok.Jeszcze dlugo nie mogli nic zobaczyc przez dym , lecz gdy znikl z zywiolakow pozostala kupka popiolu.
-Ktos nas uratowal...tylko kto... - zastanawiala sie Hoshi
-Nie wazne , wazne ze zyjemy , idziemy dalej - powiedziala D'arc
Droga byla podobna jak ta z zywiolakami wody , lecz tutaj spotykali po jednym potworze z ktorymi i tak ladwo sobie radzili.Zywiolaki ognia byly bardzo potezne.
Wkrotce doszli do konca drogi , lecz tam czekal na nich ogromny zywiolak.
-Bedzie ciezko... - rzekla dyszac juz ze zmeczenia Hoshi
Ruszyli zmasowanym atakiem na zywiolaka , lecz jego plomienie byly tak silne , ze nie moznoscia bylo przy nim stac dluzej niz minuty.Takze czary Wazyy i strzaly Hoshi nie wiele mu szkodzily.
-Hahahaha! Nie wygracie ze mna w tej postaci! Infernus Was zniszczy!! Hahahaha! - znow rozlegl sie glos ktory slyszeli w piwnicach , lecz tym razem pochodzil on od zywiolaka
Glos zdawal sie miec racje , siodemka bohaterow byla na skraju wyczerpania.Wkrotce wszyscy walczacy w zwarciu padli nieprzytomni z goraca , nawet lecznicze moce Crispera nie mogly nic zdzialac.Wkrotce Wazaa , Hoshi i Crisper osuneli sie na kolana z palacego zaru bijacego od potwora.
-Przegralismy... - wydusila z siebie D'arc
-Jeszcze nie - rozleglo sie echo czyjegos glosu
Tym , ktorzy zachowali przytomnosc ukazala sie mglista postac , nie mozna bylo dojrzec jej konturow dokladnie , jednak widoczny byl piekny miecz spoczywajacy w dloni tego ducha , oraz tarcza heraldyczna.Postac szybkim skokiem znalazla sie przy Infernusie.Wbila w posadzke swoj miecz i cale podloze pokrylo sie swietlistym krzyzem.
-GRAND CROSS!!!! - wykrzyknela postac
Z swietlistego krzyza wybuchlo w gore oslepiajace swiatlo , ktore wrecz palilo Infernusa , lecz widac takze bylo ze postac ktora przybyla im na ratunek takze cierpi.
Swiatlosc trwala.Infernus na oczach tych ktorzy zachowali przytomnosc nikl.
Po chwili swiatlosc znikla , a po Infernusie nie bylo sladu.Postac wyciagnela swoj miecz i wlozyla go do pochwy , potem ocucil Hoshi oraz D'arc.
-Dajcie to reszcie - rzekl swym oddalonym glosem i rzucil na ziemie kilka butelek z fioletowa ciecza -Macie pozdrowienia od Migoq'a
-Ze co?! - krzyknely naraz dziewczyny.Postac nie odpowiedziala , lecz tylko sie usmiechnela.
-Jeszcze sie spotkamy - rzekl i zniknal.
W miejscu gdzie stal ukazal sie podest z ksiega oraz portal , Hoshi i D'arc dali innym mikstury ktore zaraz ich postawily na nogi , i wszyscy zaczeli czytac dziennik Horazona.Opisane tam bylo , jak Tal Rasha zgodzil sie by uwiezic Baala , Pana Zniszczenia w swoim ciele , oraz dokladne polozenie grobowca , ktory znajdowal sie za portalem miedzy szescioma innymi grobowcami , lecz byl tu takze jego symbol.
Wzbogaceni o te informacje , ruszyli w portal...
Rozdzial Dwudziestyszosty , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Dwudziestydziewiaty na Trzydziesty
Znalezli sie , w bardzo glebokim i mrocznym kanionie.Sciany , ktore staly po obu jego stronach byly dziwnie gladkie , oraz wszedzie , panowala cisza...nieprzenikniona , zlowrozbna cisza.Na obydwu scianach widnialy dwa , takie same napisy , pisane w starozytnym runicznym jezyku.
-Umie ktos czytac te bazgroly? - zapytala D'arc wskazujac na napisy
-Nie sadze - odparla jej Hoshi -Tylko Mig potrafil czytac runy , a jego nie ma...
Wszystkim znowu stanela przed oczyma walka z Radamentem.Lecz wiedzieli ze nie odwroca biegu zdarzen...
-"Icruti lorate seltd , di grodite ouit Tal Rasha brogett , Vannioni dfo Magie , estrysi tse utroy diuo vere... - odezwal sie w umysle Hoshi glos Rudry
-"Eee...co? - zapytala go w umysle Stokrotka
-"Tlumaczenie tego napisu , w Waszym jezyku to bedzie brzmiec mniej wiecej tak : Droga ta prowadzi , do grobowca Tal Rasha , Kanion Maga , strzezcie sie Ci ktorzy tu weszliscie...
-"Niezbyt mile powitanie...heh..."
-"No raczej"
-Dobra , chodzmy do tego grobowca , nudzi mnie juz ta durna pustynia , a pozatym pic mi sie chce - rzekla D'arc
Na te haslo Nibo rzucil na ziemie swoj plecak i rozrzucil wszystkim butelke piwa.
-Nasz klient nasz pan - rzekl puszczajac oko do D'arc
-No wreeeeszcie , juz zdychalam z pragnienia - odparla mu D'arc -Nie mogles tego wczesniej zrobic?
-Wiecie - rzekla Hoshi patrzac w niebo - Robi sie ciemno , a nie wiadomo jak dlugi jest ten kanion , moze sie tu przespimy?
-W sumie dobry pomysl - odparla jej Ninja
Wszyscy na to przystali i rozlozyli maly oboz.Zasneli niemal natychmiast.
Nagle w tym samym miejscu pojawila sie swietlista postac Archaniola Tyraela.
-Nie moge pozwolic tym smiertelnikom tam isc , nie maja najmniejszych szans z Baalem , Panem Zniszczenia.Musze sie spieszyc - rzekl i polecial szybko na przod kanionem.
Siodemka bohaterow spala w najlepsze.Nie wiedzieli nic o tym co stalo sie w grobowcu Tal Rasha...
Gdy sie przebudzili odrazu ruszyli kanionem.Hoshi lecac na swych skrzydlach wypatrywala drogi , co bylo zbedne poniewaz droga byla prosta.Idac natkneli sie na martwe zmijoszpony oraz szkielety.
-Hmm...ktos tu byl - rzekla D'arc
W dalszej drodze napotykali wiecej takich pobojowisk.Bylo pewnym , ze ktos wszedl do grobowca przed nimi.Lecz kto to byl...cala siodemke nurtowalo to pytanie...
Droga przez kanion byla dluga i nuzaca , ciagle napotykali pobojowiska , ani jednego potwora na ich drodze...Po jakims czasie zobaczyli zwloki duzego oddzialu zywiolakow ognia.
-O w morde...Ten ktos , ktory wszedl przed nami to musial byc nie zly kozak , skoro sam kladl tyle tych plomykow... - rzekla badac pod wrazeniem D'arc
-Ej, patrzcie... - rzekla Hoshi schylajac sie po cos , gdy wstala w jej reku widac bylo lsniacy ogromnym blaskiem , nieskazitelnie bialy , krysztal -Zaniesmy to moze Cainowi , moze bedzie wiedzial co to...Zychu , dasz rade otworzyc portal?
Paladyn kiwnal glowa na tak , i po chwili portal stal.Siodemka podeszla do medrca i pokazala mu tajemniczy krysztal.Gdy Cain wziol do reki krysztal , w jego oczach pojawil sie dziwny blysk , oraz reka zaczela mu sie trzasc...
-To...to niemozliwe... - jakal sie Cain
-Co to za kamien Deckardzie? - zapytala Hoshi
-Ten kamien , pochodzi z pewnego miecza...krysztalowego miecza...jedynego w swoim rodzaju...
-Jakiego miecza? - spytala tym razem D'arc
-Miecza...zwanego Gniewem Niebios...badz tez...Gniewem Aniola...
-Dalej nam to nic nie mowi - rzekla z wyrzutem D'arc
-Zapewne slyszeliscie o tajemniczym aniele , ktory sprzeciwil sie woli Niebios i oddal Horadrimom Kamienie Dusz...Jest on jednym z najpotezniejszych aniolow tego swiata...Jezeli czesc jego miecza sie tam znalazla , to musial tam byc nie kto inny , tylko ten ktory stworzyl ten miecz , czyli Archaniol Tyrael , zalozyciel zakonu Paladynow Swiatla , Twojego zakonu Zychu.
-Chcesz powiedziec , ze ten ktory nas wyprzedzil w kanionie to Tyrael? - rzekl niedowierzajac Zychu
-To moglbyc tylko on.
-W takim razie nie mamy sie o co martwic , ruszajmy dalej - powiedziala D'arc
Wrocili przez portal , i zaczeli isc dalej...
Rozdzial Dwudziestysiodmy , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Trzydziestydrugi
Po dwoch dniach wedrowki , doszli wreszcie do konca.Znalezli sie w dolinie , gdzie bylo rozrzuconych siedem grobowcow , z ktorych tylko jeden byl grobowcem Tal Rasha.
-No wreeeeeszcie - powiedziala D'arc padajac na kolana -Przeszlismy chyba pol swiata.
-Pol nie...moze trzy czwarte - powiedziala Hoshi siadajac obok niej -Moze sobie tu odpoczniemy?
Wszyscy sie zgodzili.Siedzieli w milczeniu regenerujac sily , nie wiadomo czy Tyrael takze grobowiec oczyscil...
Kazdy z nich byl pograzony we wlasnych myslach , jednak kazdy z nich widzial przed oczyma obraz , ktory zobaczyli w kanalach Lut Gholein...
Brakowalo im Migoq'a.Mimo ze Mnich , prawie sie nie odzywal , nie usmiechal , brakowalo im jego obecnosci...Szczegolnie brakowalo go Zychowi , Hoshi i D'arc...
Ta trzecia , mimo iz znala Migoq'a tak krotko , czula , jakby byl jej bliski , bardzo bliski...Nie potrafila tego okreslic...
W tej samej chwili , w grobowcu Tal Rasha toczyla sie walka dwoch poteznych sil - Tyraela i Diablo.Ich miecze krzyzowaly sie nie raz , wydawali sie sobie rowni.
Dalej , za mostem w komnacie grobowej , przykuty zakletymi magia najpotezniejszych czlonkow Horadrimow , stal , wlasciwie stalo , wymeczone cialo Tal Rasha , ktory walczyl z Baalem , ktorego uwiezil w sobie.Zza sciany , calej tej scenie przygladal sie pewien czlowiek , o imieniu Marius.Podrozowal on z Diablo przez pustynie.Tak stojac i sie patrzac , jego wzrok spotkal sie z wzrokiem Tal Rasha.
-"Chodz tu..." - uslyszal w umysle Marius -"Pomoz mi..."
-Ale...ale jak? - odparl na glos Marius
-"Chodz tu..."
Marius zaczol ukradkiem podchodzic do Tal Rasha , gdy znalazl sie blisko spytal:
-Co mam zrobic?
-"Wyciagnij...kamien..."
Marius chwycil dlonmi kamien.Tyrael zauwazywszy to krzyknol:
-NIEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!
Lecz Marius wyciagnal kamien.Tyrael stworzyl mu wizje przed oczyma w ktorej mowi do niego:
-Czy Ty smiertelniku wiesz co uczyniles?! Sprowadziles na ten swiat zaglade , uwolniles brata Diablo , Baala.Udaj sie teraz do swiatyni Zakarum w Kurast , przekrocz bramy piekiel i rozbij kamien na Piekielnej Kuzni , musisz to zrobic , biegnij!
I Marius pobiegl , zostawiajac Tyraela na przeciw Grozy , oraz Zniszczenia...
Migoq ogladajac ta scene wraz z Saralierem stali spokojni.Saralier odezwal sie do swego ucznia:
-Migoq Aki , nauczylem Cie wszystkiego co sam potrafilem , lecz i Ty nauczyles mnie wielu rzeczy , za co Ci dziekuje.Ruszaj teraz do bardzo odleglej stad Fortecy Pandemonium , tam otrzymasz dalsze polecenia.
-Dziekuje sensei.Nie zawiode.Zegnaj.
-I Ty zegnaj Migoq.
Mnich wybiegl z pomieszczenia zostawiajac aniola samego.Teraz czul w kazdej czastce swego ciala przeplywajaca moc , ogromna moc...Jego aura stala sie widoczna golym okiem , a oczy plonely energia.Przystanal i spojrzal w gore, zacisnal piesc po ktorej przeszlo wyladowanie energetyczne , a jego oczy buchnely energia , po chwili rzekl:
-Hoshi , D'arc...czekajcie na mnie...ide do Was...
I ruszyl biegiem , zostawiajac za soba smuge , do Fortecy Pandemonium.
W tym samym czasie , na ziemi siodemka bohaterow szukala grobowca Tal Rasha.
-Czy mi sie zdaje , czy zaden z tych siedmiu nie ma wlasciwego symbolu? - rzekla poirytowana D'arc
-Musi tu gdzies byc! Szukajmy dalej - odparla jej Hoshi
Obeszli doline raz jeszcze.Lecz nie znalezli grobowca z wlasciwym symbolem.
-Moze...moze one sie mieszaja , albo cos? - powiedziala juz przybita D'arc -Jestesmy tak blisko , a zarazem tak daleko...
Nagle ukazal sie im przed oczyma aniol , z blond wlosami do pasa i pieknym mieczem na plecach.Ubrany byl w dziwnie znajome kimono...
-Witajcie smiertelnicy.Nazywam sie Saralier.Przybylem Wam pomoc w odnalezieniu grobowca , lecz nie moge Wam pomoc w walce z jego straznikiem , nie moge w tym swiecie uzywac boskiej mocy oraz oreza.Przykro mi.Ruszajcie za mna.
Rozpostral skrzydla.Wygladal teraz naprawde pieknie.Siodemka bohaterow ruszyla za aniolem.Staneli przed jednym z grobowcow.
-To tutaj - rzekl Saralier
-Ale...to nie ten symbol... - powiedziala wahajac sie Hoshi
-Te symbole sa niewazne.Zmieniaja sie tak czy siak.Wy smiertelnicy nie czujecie wibracji z miejsc naladowanych zlem. - rozwial jej watpliwosci aniol -Ruszamy
Weszli po kolei do grobowca , ostatnia wchodzila D'arc , Saralier zatrzymal ja reka:
-Zaczekaj , musze Ci cos powiedziec
-Coz takiego?
-Brakuje Ci Migoq'a prawda? Czujesz jakbys byla z nim zwiazana , nie myle sie prawda?
-Eee...no...tak...ale sama nie wiem dlaczego...
-Rozwieje Twoje watpliwosci.Ty i Migoq , jestescie rodzenstwem , lecz rozdzielonym zaraz po urodzeniu.On juz o tym wie , prosil aby Tobie tez to przekazac.
D'arc zatkalo.Ze niby co...ze ona i Migoq...byli rodzenstwem?! Nie , to nie moze byc prawda...
-To jest prawda - przerwal jej mysli Saralier
-Czytasz w myslach? - powiedziala bedaca w szoku D'arc
-Tak...niestety...Migoq kazal Ci cos przekazac...Dostal to od Tyraela , lecz powiedzial ze Tobie sie bardziej przyda...
-Co to takiego?
Saralier uniosl dlonie.W jednej chwili , z D'arc spadla jej zbroja Ninjy , i pojawila sie na jej ciele inna zbroja , nieskazitelnie blektina , od ktorej bila potezna moc , moc niebios...D'arc czula sie teraz swietnie.
-Jest sliczna...Podziekuj mojemu braciszkowi tam w niebie za to...
-Nie omieszkam - sklamal jej w zywe oczy Saralier , poniewaz nigdy juz nie spotka Migoq'a , oraz D'arc bedzie miala okazje sama mu podziekowac -Dobra ruszajmy za reszta.
Aniol i Ninja weszli do grobowca gdzie czekala na nich reszta.
Rozdzial Dwudziestyosmy , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Trzydziestydrugi
Gdy zeszli wszyscy spojzeli na D'arc.Jej nowa zbroja , ktora jak jej powiedzial Saralier , nazywala sie Moca Tyraela , niosla ze soba jakby spokoj i pewnosc siebie dla wszystkich.Lecz nie bylo czasu sie zachwycac , ruszyli prowadzeni przez Saraliera.Napotykali potwory na swej drodze , lecz uciekaly one w poplochu na widok ich przewodnika.Sam grobowiec , wygladal dosyc podobnie do piwnic pod palacem Jerhyna , lecz bylo tutaj duzo mroczniej , i grobowiec byl duzo bardziej zlozonym labiryntem , gdy tak szli prowadzeni przez Saraliera watpili czy sami znalezliby tutaj droge.Idac wypytwali aniola o roznorakie rzeczy , lecz ten malo co odpowiadal.
Dotarli do komnaty , gdzie na podwyzszeniu byl wygrawerowany krag siedmiu symboli , a na srodku kregu byl otwor , gdzie nalezalo umiescic Laske Horadrimow.
-Dajcie mi Laske - rzekl Saralier , Hoshi podala mu artefakt -Odsuncie sie teraz.
Aniol wbil Laske w otwor i takze odskoczyl.Symbole po kolei rozjarzaly sie swiatlem , a Laska stala sie jakby piorunem.Nagle ze wszystkich symboli wystrzelilo swiatlo ktore padlo na Laske.Sufit zostal rozerwany przez blyskawice ktora nadleciala z nieba i uderzyla w Laske , ktora z kolei wystrzelila z siebie blyskawice i zniszczyla sciane naprzeciw.Cala osemka , z wyjatkiem Saraliera , byla pod wielkim wrazeniem.
-Horadrimowie naprawde musieli byc poteznymi magami... - rzekla Hoshi
-Teraz sluchajcie - przerwal jej Saralier -Komnaty grobowej strzeze demon stworzony przez Horadrimow , lecz zapewne przekabacony , jak Wy to mowicie , na strone Diablo.Demon ten wyglada jak zwykly czlowiek , rycerz , lecz posiada ogromna moc i sile , jego najwiekszym atutem jest pelna znajomosc magii zimna , takze uwazajcie na jego ataki.Nazywa sie Duriel , Pan Bolu.
Te przemowienie zrobilo duze wrazenie na siodemce bohaterow.
-Uwazajcie na jego najpotezniejszy czar - ciagnal Aniol - Nazywa sie Storm Gust , jest to cos w rodzaju Blizzarda , lecz jakies trzydziesci , czerdziesci razy potezniejsze.
To juz dobilo bohaterow.
-Jak...jak mamy go pokonac? - wyjakala Hoshi
-Jego slabym punktem jest glowa - odparl Saralier
-To jak , wchodzimy ? - powiedziala udajac zawadiackosc D'arc
-Tak - odparla jej zdecydowana Hoshi
Zeszli przez dziure.
Komnata Tal Rasha nie byla pieknym miejscem , wszedzie wisialy pajeczyny i chodzily robaki.
-Gdzie ten Duri... - urwala Hoshi patrzac z niedowierzaniem przed siebie.
Gdyby nie wiedzieli ze Duriel jest demonem , nigdy by na to nie wpadli.Wygladal jak piekny , dobrze zbudowany mezczyzna o dlugich kruczo-czarnych wlosach i niebieskich oczach ktore zdawaly sie patrzec , nawet dosc przyjaznie.Odziany byl w piekna , blyszczaca czarna zbroje.Lecz najbardziej przykuwal uwage jego miecz.
A byl on zaiscie piekny.Ogromne dwureczne ostrze z czarnego jak wegiel krysztalu jarzylo sie szkarlatna poswiata.Duriel trzymal ten miecz bez widocznego wysilku w jednej rece.
Duriel uniosl ostrze w gore i odezwal sie demonicznym glosem:
-Szukacie Baala?!
Juz mial na nich nacierac gdy zatrzymal sie w pol kroku i powiedzial calkowicie innym , aksamitnym glosem:
-Nie , nie moge tego zrobic...
Znow przemowil demonicznie:
-Zamknij sie glupcze!
Teraz Duriel ruszyl pelna para.Mimo iz siodemka miala czas przygotowac sie na natarcie , nie powstrzymali go.
Duriel byl tak szybki , ze nikt nawet nie zauwazyl kiedy Nibo lezal przy drugiej scianie calkowicie oszolomiony.Wszyscy byli w szoku kiedy Duriel ruszyl w strone Crispera.Lecz Druid byl przygotowany , z ledwoscia lecz uniknal ataku.Duriel wskazal na niego reka i krzyknal:
-Frost Diver!
Z ziemi wystapily kolce lodu ktore szybko zmierzaly w strone Crispera , Druid probowal uciekac , lecz po krotkiej chwili stal zmieniony w lod.Duriel wstal , uniosl miecz i krzyknal ponownie:
-Frost Nova!
Z jego ciala wydobyla sie fala lodu ktora zamrozila wszystkich z wyjatkiem Hoshi , D'arc i Saraliera.Ninja i Amazonka byly wciaz w szoku.W kilka chwil sam Duriel praktycznie juz pokonal siodemke bohaterow.Demon odwrocil sie do dziewczyn i z szatanskim usmiechem uniosl w gore miecz , ktory po chwili jarzyl sie jasnym swiatlem.
-Magnum Break!! - wykrzyknal i wbil w ziemie miecz.
Z jego ciala pomknela na wszystkie strony fala ognia.Gdy D'arc i Hoshi myslaly ze to juz koniec stalo sie cos czego nikt sie nie spodziewal.
Duriel wlasnym cialem oslonil Amazonke i Ninje.
Odwrocil sie do nich niektniety i rzekl znow aksamitnym glosem:
-Sluchajcie , zachowalem troche swiadomosci sprzed przeciagniecia na strone zla , lecz demon powoli zdobywa przewage , prosze pomozcie mi...
-Ale jak?! - wykrzyknela Amazonka
-Tylko swieta energia moze mnie uratowac...to egzorcyzm zwany Magn... - urwal i zaczal mowic znowu demonicznym glosem:
-Wiec jednak przezylyscie , lecz nie unikniecie smierci! - zamachnal sie chwytajac miecz w obie rece.
Lecz D'arc byla szybsza.
-Sonic Blow! - wykrzyknela , i na niczego niespodziewajacego sie Duriela spadl grad osmiu poteznych i szybkich ciosow.Duriel upadl na ziemie i tak lezal.
-Nie zyje? - spytala Hoshi
-Nie , jest tylko mocno ogluszony - odparla Ninja i krzyknela z wyrzutem do Aniola - Dlaczego nam nie pomozesz?!
-Mowilem ze nie moge uzywac... - zaczal Saralier gdy D'arc podeszla i spoliczkowala go
-Jestes szczurem! - krzyknela mu w twarz -Zastanawiam sie czemu zostales Aniolem!
-Eh...ale bede mial przerabane u Wszechmogacego... - rzekl Saralier wyciagajac swoj piekny miecz i tarcze ktora niewiadomo skad sie pojawila.
Duriel sie obudzil.Zaklal przerazliwie i rzucil sie na D'arc , lecz Saralier przyjal jego cios na swoja tarcze.
-Moze sprobojesz z kims rownym sobie?! - zapytal go zaczepnie Aniol i odepchal lekko tarcza.Dopiero teraz D'arc i Hoshi zauwazyly cos dziwnego.
Duriel i Saralier wygladali jak bracia.
-Co...stawiasz sie wlasnemu bratu? - wykrzyknal Duriel potwierdzajac watpliwosci dziewczyn.
-Nie jestes moim bratem demonie! Moj brat jest tym , kim byles przedtem!
Teraz Duriel odezwal sie znow aksamitnym glosem.
-Braciszku...moj kochany bracie...
-Tak...nie martw sie , wszystko bedzie dobrze...
-Saralierze , uzyj na mnie Magnus Exorcimusa , tylko to przywroci mi moja psychike - powiedzial jednym tchem Duriel
-Pomoge Ci bracie - odparl mu Aniol i zwrocil sie do poruszonych cala scena dziewczyn -Musicie go utrzymac przez minute zebym mogl skoncentrowac energie do tego...jak Wy to mowicie czaru.Gdy demon zginie Wasi przyjaciele beda wolni.Musicie dac rade.
-Zrobimy wszystko co w naszej mocy Saralierze - odparla potakujac mu Hoshi i napiela strzale na luk celujac w Duriela
D'arc przyjela pozycje do zablokowania ataku.
-Zaczynaj - powiedziala krotko do Aniola
Saralier ukleknal i zlozyl rece do modlitwy.Zaczal wypowiadac inskrypcje.
Tym czasem nad Durielem znowu wladze przejol demon i ruszyl na D'arc.
Walka rozgorzala na nowo , musialy wytrzymac.
Rozdzial Dwudziestydziewiaty , A.D 1568 , Miesiac Trzeci , Dzien Trzydziestytrzeci
D'arc z ledwoscia unikala i blokowala ataki Duriela , bardzo szybko slabla.Hoshi wystrzelila w Demona niezliczona ilosc strzal , lecz ten byl praktycznie nietkienty
-"Rudra!" - zawolala w mysli -"Pomoz nam , jak go zranic..."
-"Dopoki nad Durielem panuje demon , mozecie sie tylko bronic...Przykro mi..." - odparl smutnym glosem duch jej luku
D'arc ciezko oddychala , ledwo stala na nogach.Duriel stojac niedaleko niej usmiechnal sie diabelsko i przylozyl reke do swego ostrza.
-Aura Blade! - krzyknal
Wokol miecza pojawila sie swietlista aura , a sam miecz stal sie jakby przezroczysty.
Duriel wymierzyl D'arc cios plazem , ktory co prawda zblokowala , lecz odrzucilo ja na dobry metr.
Opadla na kolana z sil.Jakims cudem zachowala przytomnosc , i czekala na smierc.
Lecz Duriel ruszyl teraz do Amazonki.Atakowal ja zawziecie , lecz ta szybko odskakiwala poza zasieg miecza.Duriel jednak nie byl glupi , wskazal na Hoshi reka i krzyknal:
-Frost Diver!
Hoshi nie unikla lodu.Co prawda nie zamrozilo jej , lecz stracila ulamek sekundy ktory wykorzystal Duriel uderzajac ja plazem.
Uniosl w gore swoj miecz.Wokol Duriela pojawily sie pioruny ktore utworzyly forme pentagramu.
-Bowilng Bash!!! - krzyknal opuszczajac ostrze na Amazonke.Hoshi ogluszona nieuniknela ataku.
Ogromna sila odrzucila ja o dobre 10 metrow gdzie padla bez czucia , lecz zywa i przytomna.
-Teraz z Wami skoncze! - powiedzial i puscil jedna reka miecz , ktora uniosl do gory.Wokol jego postaci pojawila sie wirujaca blekitna aura , ktora "slupem" unosila sie w gore.
-Stoooooorm... - mowil powoli zaklecie
Hoshi i D'arc liczyly juz tylko na to , ze Saralier zdazy uzyc Magnus Exorcimusa , przed Storm Gustem Duriela.
Ich nadzieje sie sprawdzily.Saralier wstal i wskazal na Duriela.
-Oddaj mojego brata demonie! Magnus Exorcimus!!!
Nad Saralierem pojawila sie swietlista postac rycerza odzianego w piekna zbroje.Cios jego miecza spadl na Duriela.
I nastala chwila ktora wydawala sie wszystkim wiecznoscia.Duriel wydal z siebie krzyk , i z jego ciala wyleciala czarna postac , ktora zniknela pod wplywem czaru Saraliera.
Przed nimi stal Duriel , lecz przywrocony na strone dobra.Odwrocil sie do Saraliera i rzekl:
-Dziekuje bracie...Nie zapomne Ci tego nigdy...
-To ja Ci dziekuje , ze zachowales swoja swiadomosc - odparl mu Aniol
Duriel usmiechnal sie i podszedl do lezacych dziewczyn.Ukleknal przy nich i wlal im do ust ten sam rozowy plyn , ktory zostawil im tajemniczy wybawiciel z Tajemnego Sanktuarium.
-Prosze , to powinno Wam pomoc - rzekl i pomogl im wstac -Mam nadzieje ze nie macie mi za zle tego co zrobilem...Naprawde nie chcialem Waszej smierci...Mowie jak dzieciak...
-Oj tam , przesadzasz - powiedziala D'arc -Lecz wyjasnij mi jedno , jestes demonem czy czlowiekiem?
-Teraz jestem czlowiekiem , takim jak Wy - odparl usmiechajac sie do obu kobiet , ktore odplacily mu tym samym.
Duriel spojrzal na zamarznieta reszte i pstryknal palcami.Wszyscy naraz sie odmrozili.
Juz chcieli atakowac Duriela , gdy droge przecial im Saralier i opowiedzial co sie stalo.Wszyscy byli bezgranicznie zdziwieni , lecz wierzyli w to wszystko.
-W dowod jakby zaplaty za krzywdy jakie Wam wyrzadzilem - rzekl Duriel -Bede Wam towarzyszyl i pomagal jak bede mogl.O ile oczywiscie sie zgodzicie...
-Oczywiscie ze sie zgadzamy - powiedzial Zychu wyciagajac do niego dlon -Tak potezny towarzysz jak Ty napewno sie przyda.Jestem Zychu , czlonek Zakonu Paladynow Swiatla.
Wszyscy po kolei sie przedstawili , Duriel byl bardzo szczesliwy.Saralier powiedzial do niego:
-Moze i Ty sie przedstawisz , bracie?
-Ah...No tak...Moje prawidziwe imie brzmi Vitherai , jestem Lord Knightem.Lecz mowcie mi poprostu Vitherai , lub jak chcecie , bylebyscie mnie nietytuowali - powiedzial Duriel , a wlasciwie Vitherai.
-Lord Knight? - zainsteresowal sie Nibo -Slyszalem o Knightach , ale nie o Lord Knightach...
-Jestem jakby to powiedziec...Bardziej rozwinietym i potrafiacym wiecej niz zwykly Knight , poza wieloma innymi roznicami.
-To zauwazylem jak mnie walnales , niezla masz pare w lapie.
-Moze kiedys sie po przyjacielsku zmierzymy?
-Trzymam za slowo.
Wszyscy wypytywali Vitherai'aia o roznorakie rzeczy , jedynie D'arc stala i patrzyla sie na niego
-Chyba sie zakochalam... - powiedziala po cichu do siebie
Rozdzial Trzydziesty , Epilog Aktu Drugiego , Miesiac Trzeci na Czwarty , Dzien Trzydziestytrzeci na Pierwszy
Cala dziewiatka prowadzona przez Saraliera szla dlugim korytarzem , wiac rozmawiajac z Vitherai'em alias Durielem.
-A Twoj miecz - odezwala sie pierwszy raz D'arc -Ma jakas nazwe , badz imie?
-Tak.Nazywa sie Mystellain , co w prastarym jezyku elfow znaczy Niszczyciel Duszy - odpowiedzial jej Vitherai
-Ladna nazwa - usmiechnela sie Ninja -Daj go potrzymac -ciagnela robiac slodkie oczy
Vitherai podal jej miecz.D'arc ledwo go chwycila , to upadla na ziemie pod jego ciezarem.
-Aua...Troche ciezki... - powiedziala lapiac oddech
Vitherai wzial miecz dalej trzymajac go w jednej rece i pomogl wstac Ninjy.
-Sam sie temu dziwie , elfy zwykle robily lekkie bronie , lecz ten kolos troche wazy.
-To jak Ty go w jednej rece trzymasz?
-Lata...dlugie lata piekielnie ciezkich cwiczen...
D'arc usmiechnela sie do Vitherai'a.
Szli dalej , jednak w milczeniu.
Doszli do poteznych wrot , ktore byly lekko uchylone.Saralier pierwszy wszedl i slychac bylo jego glos:
-O Wielki Boze...
Wszyscy biegiem wpadli do komnaty dobywajac broni.Lecz nie bylo wrogow.Nie bylo takze Tal Rasha...Na jego miejscu , stal skuty magicznymi lancuchami jakis Aniol.
-Witajcie smiertelnicy - odezwal sie -Dziekuje Wam za przybycie , lecz spodziewalem sie Was wczesniej...Zapewne niewiecie kim jestem , wiec sie przedstawie.Nazywam sie Archaniol Tyrael.
Calej dziewiatce oczy rozszerzyly sie ze zdziwienia.Oto przed nimi stal najpotezniejszy z istniejacych Aniolow , zalozyciel Zakonu Paladynow Swiatla , oraz bractwa Horadrim.Tyrael wygladal pieknie.Odziany w ceremonialna , biala zbroje z pieknymi swietlistymi skrzydlami.Jego twarz i oczy byly skryte pod kapturem , lecz widac bylo lezace mu na ramionach kosmyki blekitnych wlosow.Wszyscy czuli ze sie do nich usmiecha.
-Ty...Ty...Tyrael... - jakal sie Saralier
-Co robi tutaj Archaniol , do tego zwiazany magia? - zapytal Crisper z szacunkiem w glosie
-Przybylem tu aby powstrzymac Diablo przed uwolnieniem jego brata Baala...Ale zawiodlem.Teraz Groza i Zniszczenie spokojnie chodza po swiecie.Zapewne zdazaja do swiatyni Zakarum w Kurast by uwolnic ich starszego brata Mefista , Pana Nienawisci.Musicie im w tym przeszkodzic! Pomoglbym Wam lecz sily trzymajace mnie w tym swiecie slabna... - Tyrael poruszyl rekoma i wyrwal kajdany -No , wreszcie puscily.Teraz , musicie sie udac do Kurast , spieszcie sie , czas nagli - Tyrael otworzyl portal -Tym portalem dostaniecie sie spowrotem do Lut Gholein.
Wszyscy weszli , oprocz Saraliera.Tyrael podszedl do niego i spytal:
-Gdzie Mnich?
-Migoq jest w trakcie drogi do Fortecy Pandemonium...Pozatym sadze , ze juz nie jest tylko Mnichem
-A kim?
-Jak zapewne wiesz , Mnisi swych najpotezniejszych wojownikow okrzykiwali mianem Czempionow.Do tej pory tylko jeden Mnich na swiecie to osiagnal , sadze ze Migoq jest drugim.
-Dobre i to...Im Ci smiertelnicy sa silniejsi tym lepiej dla tego swiata.Bede czekal na niego w Fortecy.A Ty wracaj do Niebios.
-Tak jest.
Zdematerializowali sie.
Tym czasem w Lut Gholein szybko rozniosla sie wiesc o znalezieniu grobowca Tal Rasha.Kazdy przechodzien wypytywal osemke bohaterow , ktorzy krotko odpowiadali.
Cain wyszedl im na przeciw i odrazu spostrzegl Vitherai'a.
-Czyzbyscie znalezli kogos do pomocy? - spytal
-Bo to bylo tak... - zaczela Hoshi cala opowiesc , ktora kazdy uzupelnial swoimi zdaniami.
-Hm... - zamyslil sie medrzec -Naprawde niezwykle...Chodzmy porozmawiac z Drognanem - rzekl
Udali sie do starego maga i opowiedzieli mu cala historie.
-Wiec Ty jestes legendarnym Straznikiem Tal Rasha - rzekl do Vitherai'a medrzec -Cale to zajscie wiele wyjasnia...Sadze ze , tak jak mowil Tyrael , powinniscie jak naszybciej ruszac do Kurast , porozmawiajcie z Jerhynem na temat wyplyniecia z portu.
Ruszyli szybko w strone palacu.Jerhyn czekal na nich.
-Po pierwsze , chcialbym Wam pogratulowac , nie wielu udalo sie zajsc tak daleko , nie mowiac o znalezieniu grobowca i pokonaniu Duriela.Statek do Kurast czeka , porozmawiajcie z Meshifem w porcie , zycze udanej drogi.Zegnajcie , wroccie jeszcze kiedys.
Juz mieli sie udac do portu gdy Wazaa i Nibo staneli.
-Co jest? - zapytala D'arc
-My...chcemy tutaj zostac... - powiedzial powoli Nibo -Nasza wspolna podroz dobiegla konca , nie zapomnimy o Was.
Wszyscy patrzyli na nich w bezgranicznym zdziwieniu.
-Ale...ale dlaczego? - zapytal Zychu
-Nie nadajemy sie na poszukiwaczy przygod - odparl mu Wazaa -Zegnajcie przyjaciele
I zanim pozostala szostka zdazyla cos odpowiedziec , juz ich nie bylo.Szostka pozostalych jeszcze kilka minut stala jak wryta , poczym odezwal sie Vitherai:
-Coz...ich decyzja , nam pozostaje ja uszanowac.Ruszajmy juz.
Wszyscy zdziwieni potakneli Vitherai'owi.
Meshif byl sredniego wzrostu czlowiekiem z biala chusta na glowie oraz typowo marynarskim odzieniu.
-Aaaa , wiec to Wy znalezliscie grobowiec Tal Rasha - rzekl wyciagajac dlon -Jestem Meshif , kapitan tego statku.
Uscisnal dlon po kolei wszystkim.
-Jerhyn - ciagnal dalej -Kaze mi Was zabrac jak najszybciej do Kurast , wiec wchodzie prosze.Moj statek to Wasz statek.
Cala szostka spojzala po sobie.Kolejne miejsce zostalo oczyszczone , lecz ile im przyjdzie jeszcze razy to robic?
To pytanie nurtowalo ich dalej , gdy statek odbil od portu w Lut Gholein i ruszyl do Kurast - samego serca religii Zakarum.
KONIEC AKTU DRUGIEGO
Rozdzial Trzydziestypierwszy , A.D 1568 , Prolog Aktu Trzeciego , Miesiac Czwarty , Dzien Trzeci
Crisper siedzial zamyslony na koi.Probowal zabic czas ozywiajac liscie ktore sie tu wszedzie poniewieraly , zwykle wychodzily mu z tego motyle.
Druid wrocil myslami do pierwszego spotkania z Telum Caelumi , a konkretnie do wzroku Migoq'a.
Dreczylo go to przez caly czas , a teraz szczegolnie.
Kisharo , ktory dzielil kajute z Crisperem polerowal swoje dwa katary , zwrocil uwage na zamyslenie Druida.
-O czym myslisz Crisp? - spytal nieprzerywajac zajecia gdy ktorys z lisci-motyli usiadl mu na ramieniu.
-O niczym - sklamal Druid -Po co je polerujesz?
-Zeby cos robic , ta nuda mnie dobija.
-Moze chodz sie przejsc?
-Nie taki zly pomysl.
Wyszli pospiesznie z kajuty.Swiatlo brzasku lekko ich oslepialo.
Statek Meshifa nie byl , jak wiekszosc , brudny i obskorny.Byl , ujmujac to jednym slowem , piekny.
Samego Meshifa zastali konsujtujacego sie z nawigatorem , co bylo dziwne poniewaz kurs do Kurast byl banalnie prosty.
-Witajcie - powital ich
-Witaj - odparl mu Crisper -Cos nie tak , ze studiujesz mape?
-Chodza sluchy o sztormie na trasie , lepiej zapobiegac wiec ustalilismy nowy kurs.Ide na obchod , trzymajcie sie - i ruszyl swoja droga.
Crisper i Kisharo podeszli do burty patrzac w niekonczonca sie ton Blizniaczych Morz.
Druidowi wydawalo sie , ze zobaczyl w wodzie cos dziwnego.
-Hm dziwne... - rzekl
-Co? - zapytal Assassin
-Wydawalo mi sie ze widze cos dziwnie zielonego w wodzie...
-Zapewne wodorosty.Nie zamartwiaj sie tak.
Crisper dal sobie z tym spokoj i powrocil do wlasnych mysli.
Nawet nie wiedzial , jaki popelnil blad...
Stali tak , i patrzyli w wode pograzeni w myslach dobrych kilka godzin , gdy nagle calym statkiem wtrzasnelo.
-Co jest? - krzyknal Kisharo ledwo utrzymujac rownowage
-Nie wiem - odparl mu Crisper -Ale dobrze to nie wyglada , patrz - wskazal na burte statku
Byla tam dosyc spora dziura przez ktora wlewala sie woda.
-O cholera...Idz po Meshifa , szybko! - powiedzial Druid gdy statkiem wtrzasnelo znowu.Assassin pobiegl po kapitana.
-"Czyzby to...?" - pomyslal Druid i podbiegl do przeciwleglej rufy.
Nie mylil sie.Zobaczyl znikajacy pod woda zielony ogon.Kisharo wracal z Meshifem , oraz reszta bohaterow.
-Tu nie ma skal - rzekl Meshif -Wiec co...
-Statek zostal zaatakowany - przerwal mu Druid -Przez cos , co juz dawno nie powinno istniec...
-Co takiego? - spytal Assassin
-Legendarne monstrum...wladca wody , Leviathan. - odparl patrzac w podloze statku Crisper
-Ten Leviathan? - zapytal Kisharo z lekiem w glosie
-Tak , ten.
Statkiem znow wtrzasnelo i z wody wylonila sie zielona poczwara , jak im sie na poczatku wydalo.Lecz po dokladniejszym przyjzeniu sie zobaczyli , ze Leviathan jest pieknym stworzeniem , byl smokiem heraldycznym.Stworzenia te , kiedys tak liczne na ziemi , spotykano teraz praktycznie tylko na obrazach malarzy.
Smok heraldyczny nie byl zwyklym smokiem , mozna powiedziec ze wogole nie byl smokiem.Byl istota potrafiaca kontrolowac jeden konkretny zywiol , ponadto jego wyglad przypominal cos swietego...Malo kto potrafil opisac ta istote...
Leviathan , blyszczacy z ogromnymi niebieskimi oczami , i zamknieta paszcza z ktorej wystawaly dwa kly , emanowal moca...
-Smietelnicy - odezwal sie chrapliwym glosem -Ja , jako straznik oceanu nie pozwalam Wam plynac dalej.Zawroccie , albo pozalujecie.
Crisper wyszedl na przeciw wszystkich i odezwal sie glosno by przekrzyczec huk fal:
-Nazywam sie Crisper , jestem Druidem.Leviathanie , dlaczego przestepujesz nam droge?
-Podaj mi chodz jeden powod Druidzie , abym Was przepuscil.
-Scigamy Diablo oraz jego brata Baala - wtracil sie Kisharo
-A czymze oni sa? - odparl Leviathan
-Najwiekszym zagrozeniem tego swiata - rzekl spokojnie Druid
-Ten swiat i tak jest skazany na zaglade , predzej czy pozniej.
-Wobec tego , jestesmy zmuszeni walczyc - powiedzial Kisharo dobywajac swych dwoch katarow , reszta takze dobyla broni.
-Walczyc? Wy smietelnicy robicie sie coraz zuchwalsi - odparl rownie spokojnie Leviathan
Kisharo wybiegl na przod wyskakujac w strone Leviathana z ulozonymi do uderzenia katarami.Leviathan odepchnal Assassina swym poteznym ramieniem.
-Glupcy... - powiedzial smok -Blizzard!!!
Lodowa burza spadla na statek.Vitherai uderzyl mieczem w podloze:
-Magnum Break!
Uderzenie fali ognia skutecznie pokonalo lod.Lord Knight stal niewzruszony patrzac w oczy smokowi.
-Lodem nie pokonasz kogos , kto jest pol demonem lodu - powiedzial chlodno i przyjol postawe obronna -Ja bede neutrealizowal jego zaklecia , a Wy zajmijcie sie ofensywa - krzyknal do reszty.
Zychu uniosl w gore swoj miecz i krzyknal:
-Piesc Niebios!
Atak moca blyskawic zeslany z niebios , uderzyl w Leviathana wyrzadzajac mu jako taka szkode , lecz smok nie pozostawal dluzny , uderzyl Paladyna ramieniem odrzucajac go na druga burte.Hoshi strzelala strzalami blyskawic , lecz Leviathan zdawal sie nie czuc zadawanych mu ran.Wszyscy ktorzy mogli walczyc tylko wrecz byli wykluczeni z walki , poniewaz smok oddalil sie nieco od statku , tak wiec starali sie chronic atakujacych z daleka przed Leviathanem.
Kisharo porozstawial pulapki i oslanial Hoshi , ktorej strzaly powoli zaczynaly przynoscic efekt.Jedynie Vitherai stal bez oslony , lecz zawsze przy nim skads sie brala D'arc...
Walka stala sie nuzaca , podczas gdy szostka bohaterow byla juz na wyczerpaniu , Leviathan byl wciaz prawie ze w pelni sil.
Smok po jakims czasie powiedzial:
-Czas skonczyc ta zabawe , zmiote Was w pyl razem z calym tym statkiem...
-Zobaczymy... - powiedzial Crisper
Vitherai przygotowal sie do odparcia zaklecia , co spostrzegl smok:
-Nie trudz sie , nie odeprzesz tego...
Woda sie wzburzyla , poczuli nawet na statku trzesienie ziemi pod woda...Wokol Leviathana rozblysla swietlista poswiata , krzyknal:
-Tsunami...Gaia Rage... Wave!!!!
Ogromna fala wody , polaczona z fala sejsmiczna pod woda ruszyla na statek...Koniec wydawal sie nieuchronny...
Tsunami juz mialo sie zderzyc ze statkiem , gdy nagle sie zatrzymalo.
Wszyscy spojrzeli na Crispera.
Druid , stal z wyciagnietymi rekami , otoczony wiatrem , a przed nim stalo ogromne tornado ktore zastopowalo atak Leviathana.Na twarzy Crispera malowal sie ogromny wysilek...Leviathan niepozostawal dluzny , pchal milimetr po milimetrze swoja fale.Crisper nie mogl dlugo tak wytrzymac.
Pierwszy z szoku ocnal sie Kisharo i krzyknal do innych:
-Chodzcie , trzeba mu pomoc! - i podbiegl do Druida wyciagajac rece tak jak on i wysylajac swoja energie w tornado.Po kolei kazdy z szostki postapil tak samo.
Teraz szala zwyciestwa przechylila sie na ich strone , pysk Leviathana wykrzywilo zmeczenie , jego napor slabl z kazda chwila , wspolna energia szostki bohaterow byla silniejsza.
Tornado wkocu polaczylo sie z atakiem Leviathana i polecialo z niszczyciesko ogromna moca w sobie , w strone smoka.Leviathan nawet nie probowal sie odsunac , wiedzial ze przegral.
-Moge tylko pogratulowac , smiertelnicy...Obyscie wykonali swoja misje , zycze Wam tego... - zdazyl powiedziec , nim tornado go pochlonelo i znikl w wybuchu energii...
Szostka bohaterow stala w niemym szczesciu otoczona wrzaskami ucieszonych marynarzy.
-Dokonalismy tego... - rzekl Druid - Bez Was bym nie dal sobie rady...Pokonalismy jedna z najwiekszych legend tego swiata...
-W koncu musimy trzymac sie razem - rzekl Kisharo kladac dlon na ramieniu Crispera
Wszyscy ruszyli do swoich kajut , by odpoczac i przespac sie...
Vitherai , ktory jako jedyny nie dzielil z nikim kajuty , lezal na koi ubrany w chlopska bluze z krotkim rekawem i takiez spodnie , ktore dostal od Meshifa.Jego rozmyslania przerwalo pukanie do drzwi kajuty.
-Prosze - powiedzial nie podnoszac sie z koi.
Drzwi , odziana tylko w lekka szate , przestapila D'arc.
-Czyzbys nie mogla zasnac? - odezwal sie Vitherai nie odrywajac wzroku z sufitu.
-Noo...Jakos tak... - odparla Ninja -Pomyslalam ze rozmowa z kims mi pomoze , a Ty masz kajute najblizej...
-Czy Ty prubojesz mnie uwiesc D'arc? - powiedzial z lekkim usmiechem patrzac jej w oczy.
-Eee...No , tak...Nie moja wina ze sie w Tobie zakochalam...
-Tylko mi tu nie placz.Placz nad odzwajemniona miloscia jest bezcelowy.
Vitherai wstal , podszedl do D'arc i przytulil ja mocno , a Ninja wtulila sie w niego.D'arc w tym uscisku zrzucila z siebie szate , i delektujac sie chwila rzekla:
-Wolisz gore , czy dol?
Lord Knight spojrzal na nia z udanym zaskoczeniem i odpowiedzial:
-Jak Ty chcesz , ja sie dostosuje.
-Ja tam wole gore...
Vitherai usmiechnal sie i jednym szybkim ruchem sprowadzil ich oboje na koje.D'arc powiedziala udajac cnotliwy glosik:
-Tylko na mnie uwazaj , ja jestem delikatna.
Vith podchwycil zart:
-Bede sie z Toba obchodzil jak z pieknym klejnotem.
-No...Ja mysle...
Rozdzial Trzydziestydrugi , A.D 1568 , Miesiac Czwarty , Dzien Dziesiaty
Przy naprawach , ktore potrwaly piec dni , pomagal kazdy.Statek byl zadziwiajaco wytrzymaly , pomimo uszkodzen ktorych doznal , dowiozl ich bezpiecznie do Kurast.
-Nie...To nie moze byc prawda... - powiedzial Meshif patrzac na doki Kurast , a raczej to co z nich zostalo.Szostka bohaterow byla w niemniejszym zdziwieniu.
Doki , zdawaly sie ledwo trzymac kupy , wszedzie bylo mroczno i zimno , ludzie wygladali na ledwo zywych.
Zeszli po trapie na jeden z wielu mostkow ktorymi byly polaczone budowle dokow , i ostroznie udali sie do centrum pod przewodnictwem Meshifa.Ludzie rzucali im podejrzliwe spojzenia , widac niezbyt tolerowano
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Migoq Aki
Poring
Dołączył: 13 Lis 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 3:13, 19 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
widac niezbyt tolerowano tu obcych.
-To nie jest to Kurast , ktore opuscilem... - powiedzial Meshif -Wszystko zniszczone...
Na przeciw wyszedl im mezczyzna odziany w bordowa tunike zarzucona na jedno ramie , z kucykiem zlozonym z kruczoczarnych wlosow oraz twarza poryta wieloma bliznami.
-Nazywam sie Hratli - powiedzial -Witajcie , nie wielu juz trafia tutaj z dobrej woli.Jestem czarownikiem oraz kowalem.To moje zaklecie utrzymuje ten dok w normalnosci ze tak powiem...
-Dlaczego wszystko zostalo zniszczone? - zapytal Crisper
-Dzungla , dzungla wszystko pokryla , chociaz raczej powinienem uzyc slowa pieklo a nie dzungla , moje zaklecie narazie ja utrzymuje , ale jak dlugo da rade , tego nie wiem
-Hm...Sadze ze zaklecia tego rodzaju mogabyc wzmocnione poprzez artefakty , czy istnieje jakis ktory moglby pomoc?
-Tak.Nazywa sie Gidbinn.Kiedys byl w jednej z swiatyn , teraz jest gdzies porzucony w dzungli , on moglby wzmocnic zaklecie.
-W takim razie odszukajmy go - wtracil sie Kisharo , a reszta mu potaknela
-Nie badzcie tacy w goracej wodzie kompani - sprowadzil ich na ziemie Hratli -Najpierw zaznajomie Was z miastem i pokaze gdzie mozecie sie przespac , jutro jak juz tak bardzo chcecie to bedziecie mogli wyruszyc.Chodzcie za mna - odwrocil sie i ruszyl niezbyt szybkim krokiem.
Meshif wrocil do swojego statku , a szostka bohaterow ruszyla za Hratlim.
Doszli po mostkach do centrum dokow , i wcale nie wydalo im sie tu lepiej niz na obzerzach portu.
Centrum wygladalo dosyc dziwnie , byl to duzy kwadrat z wysoka wieza na srodku.Hratli zaprowadzil ich do czlowieka odzianego w szate koloru zoltego i trzymajacego laske zakonczona symbolem slonca.Mezczyzna na ich widok podniosl sie i spytal Hratliego:
-Kogoz Ty prowadzisz Hratli?
Mezczyzna byl wysoki , jedynie Vitherai dorownywal mu wzrostem.Mial dosyc wychudzone cialo oraz wciaz zamyslona twarz , byl lysy , widac takze bylo ze swoje juz na tym swiecie przezyl.
-To oni wlasnie pokonali Andariel i Duriela - odparl mu Hratli
Czlowiek z laska obrzucil ich wszystkich spojrzeniem , w ktorym bylo widac podziw.
-Ah...Wiec to Wy...Nazywam sie Ormus , bylem niegdys wielkim magiem , lecz teraz zyje jak szczur uciekajacy z tonacego statku.Macie do Ormusa pytania , pytajcie , postaram sie Was wspomoc swoja wiedza...
-Ormus? - zainteresowal sie Crisper - Ten sam , ktory podczas Wojny Grzechu mocno przyczynil sie do odparcia wojsk Azmodana?
-Tak...ten sam , a skad mozesz to wiedziec?
-To ja bylem tym Druidem , ktory przewidzial atak Azmodana.
Wszystkim naraz na twarzach odmalowalo sie zdziwienie.
-Mowiles ze jestes stary...ale nie myslalem ze az tak... - powiedzial Kisharo
-Ja...jak to...Crisper? To naprawde Ty? - powiedzial Ormus patrzac w oczy Crisperowi
-Tak Ormusie , ten sam - odparl Druid
Stary mag wyraznie sie rozpromienil.
-Crisper stary druhu...nie myslalem ze jeszcze Cie zobacze
-Ani ja Arcymagu - usmiechnal sie Druid
-Dobra , dobra - przerwal im Hratli -O starych dobrych czasach pogadacie potem , teraz musze Was oprowadzic po reszcie dokow
Wszyscy mimowolnie sie usmiechneli.
-Jestes spoko gosciu Hratli - powiedzial Kisharo
-Ile ja to juz razy slyszalem - powiedzial czarownik
Ruszyli dalej.W pewnym momencie Hratli sie zatrzymal.Nagle padl na kolana trzymajac sie za glowe.
-Co sie dzieje? - zapytal Crisper
-Bariera...znowu...probuja przelamac...znajdzcie...Gidbinna...jak najszybciej...
Szostka bohaterow biegiem rzucila sie do wyjscia w dzungle.Nie wiedzieli , ze rozpoczyna sie ich najtrudniejsza misja na Ziemi...
Rozdzial Trzydziestytrzeci , A.D 1568 , Miesiac Czwarty , Dzien Dziesiaty
Dzungla byla rzeczywiscie pieklem.Potwory atakowaly ich praktycznie nieustannie , a byly to glownie male demony niewiadomo czemu nazywane fetyszami.Jednak byly , jak powiedzial Crisper , podatne na ataki blyskawic , totez pulapki Kishara szybko sobie z nimi radzily.
-Ten las mnie denerwuje... - powiedzial po kilku godzinach Kisharo -Wydaje mi sie ze krazymy w kolko
-Sprawdzmy to - powiedzial Druid i podszedl do najblizszego drzewa.Wyciagnal dziwny sztylet i wyryl na drzewie strzalke w dol.Z rosliny wydobylo sie zielonkawe swiatlo , ktore rozswietlilo ziemie wokol niego.Wszystkich to zadziwilo.
-Chodzmy dalej - powiedzial Crisper takim tonem jakby nigdy nic i ruszyl na przod.
-Niezly jest... - rzekl po cichu Vitherai
-W koncu jest Druidem , las to jego ojczyzna - odparl mu Assassin
Ruszyli za Druidem.O dziwo nic ich nie atakowalo.
-Wiedzialem! - powiedzial Kisharo gdy znalezli sie obok blyszczacego drzewa i zwiesil glowe -Przeklety labirynt...
-Sadze ze powinnismy tu odpoczac - powiedzial Druid -Nie wiadomo , ile czasu minie zanim odnajdziemy droge.
-O ile ja odnajdziemy - odparl mu Assassin siadajac na ziemi , reszta poszla w jego slady.Prawie natychmiast zasneli.Wszyscy , oprocz Crispera.
-"Z tym lasem jest cos dziwnego...Nigdy nie dotykalem drzewa , ktore roztaczalo taka aure...jakby smutku , rozpaczy...Ten las wola o pomoc..." - rozmyslal Druid i popatrzyl w prawie czarne niebo.Cos dziwnego przykulo jego uwage , wytezyl wzrok i zobaczyl ptaka.Normalnie nie zainteresowalby sie tym , lecz ten ptak byl jakis dziwny...Przywolal kruka , i wyslal go na spotkanie temu stworzeniu.Kruk nie wrocil , a ptak zniknal.
-Chyba jeszcze sie spotkamy... - rzekl sam do siebie Druid.
Z rana , ktore prawie niczym sie nie roznilo od nocy , ruszyli w dalsza droge.Kisharo przypadkiem odnalazl wlasciwa sciezke , wiec wstapily w nich nowe sily.Niezbyt rozrozniali Las Pajakow od Dzungli Lupierzcow , ale na mapie ktora znalezli po drodze bylo to zaznaczone.
-Hmmm - mruknal Kisharo patrzac na mape -Sadze ze jestesmy juz w tej Dzungli kogos-tam - nie odwracajac wzroku rzucil malym sztylecikiem , zwanym kunai , w fetysza ktory probowal strzelic w niego z dmuchawy.
-Male glaby... - podsumowal Assassin i ruszyl na przod.
Ciagle ataki tych malych demonow powoli wyczerpywaly druzyne.Jedyny ktory nie wydawal sie zmeczony , byl Vitherai.
Idac tak zauwazyli jakby wioske w lesie.Bylo tam pelno fetyszow , wszystkie krazyly wokol czlowieka ubranego w szate mnicha , ktory trzymal niewielki sztylet
-Gidbinn! - krzyknal Crisper
-Musimy go odzyskac - rzekl Assassin - Pojde rozstawiac pulapki - i znikl miedzy chatkami.
Crisper przywolal swoje potwory i rzekl:
-No to czas skopac im tylki.
-Nooo , zaczynasz chwytac - odparla D'arc
Ruszyli cala piatka od frontu.Fetysze spostrzegly ich niemal natychmiast i wyszly im na przeciw , jednak zanim zdazyly dobiec pulapki Kishara zmiotly z powierzchni ziemi dobra polowe z nich.
-Tak ma byc! - krzyknal Assassin rzucajac kilkoma kunai w fetysze -Chodzcie , chodzcie na smierc - rzucily sie wszystkie na niego.Piatka bohaterow chciala podbiec mu pomoc , lecz zostali otoczeni kregiem ognia.
-Kto...? - powiedzial zaskoczony Crisper
Odezwal sie demoniczny glos dochodzacy z postaci ubranej w szate mnicha:
-Chcial sam walczyc...Udostepnie mu ta mozliwosc.
Wszyscy ze zgroza spojrzeli w strone Kishara , lecz ten swietnie sobie radzil.Fetysze nawet nie mialy szans go dotknac , a juz ginely.
-Nooo , kto nastepny? - rzekl Assassin zabijajac kolejnego demona , fetysze zaczynaly powoli uciekac.
-Nie tak predko...Burst of Speed! - krzyknal.Jego ruchy zaczely byc tak szybkie , ze praktycznie niewidoczne , cala reszta fetyszy padla w czasie niedluzszym niz 30 sekund.
-Twoja kolej - powiedzial wskazujac katarem na postac ktora otoczyla reszte druzyny kregiem ognia i znalazl sie za jego plecami w ulamku sekundy.
Lecz postaci juz nie bylo.Pozostal tylko Gidbinn , Kisharo podniosl go i rzekl do pozostalych:
-Tyle zachodu o taki malutki nozyk...
Zychu otworzyl portal do dokow i cala szostka wreszcie mogla opuscic dzungle.
Rozdzial Trzydziestyczwarty , A.D 1568 , Miesiac Czwarty , Dzien Dwunasty
Hratli gdy dostal Gidbinna byl wniebowziety.Wbil sztylet na szczycie wiezy w centrum dokow i uzyl na nim swojego zaklecia.Z tego malego noza , wydobylo sie oslepiajace swiatlo ktore otoczylo wielka powloka doki.Chwile pozniej zniklo.
-No - rzekl czarownik do szostki bohaterow schodzac z wiezy -Teraz moga pomarzyc ze przebija oslone.Wielkie dzieki dla Was za to co zrobiliscie
-Nic takiego - odparl mu z usmiechem Kisharo
Wszyscy byli szczesliwi ze im sie udalo.Musieli cieszyc sie kazda chwila jaka sie dalo , to pomagalo im choc na chwile zapomniec o rzeczywistosci , rzeczywistosci ktora probowala wszystko zniszczyc.Jednak musieli walczyc , musieli doprowadzic ich misje do konca , zbyt daleko juz zaszli by teraz sie poddac.Wszyscy , a najbardziej Hoshi i D'arc , byli wciaz przybici smiercia Migoq'a , lecz misja trwala nadal.
Gdy Deckard Cain przywolal ich do siebie , bylo pewnym ze czeka ich kolejne zadanie.
-Zdobycie legendarnego Gidbinna bylo wielkim wyczynem - zaczol medrzec - Wasze umiejetnosci indywidualne sa ogromne , lecz w druzynie rosna jeszcze bardziej. Lecz nie wolalem Was zeby Was chwalic , tylko aby wytyczyc Wam cel pobytu tutaj. Jest nim pokonanie Mefista , Pana Nienawisci - starszego brata Diablo i Baala.
Na druzyne bohaterow padl blady strach , lecz nikt tego nie okazal.
-Pokonanie jednego z Mrocznej Trojcy graniczy , a wrecz jest cudem - ciagnal Cain - Lecz wierze w Wasza moc.
-Dobra , gdzie ten Mefisto? Skopmy mu tylek i spadamy - powiedzial Kisharo , lecz w jego glosie byla widoczna nutka strachu.
-Dotarcie do niego nie bedzie takie proste. - odparl Cain - Mefisto , wiele wiekow temu zostal zamkniety przez Wielka Rade Zakarum w Wiezy Strazniczej znajdujacej sie w miescie swiatyn Travincal. Lecz jego moc siegala poza wyobrazenie Radnych. Mefisto opanowal Rade Zakarum i postawil ich na strazy wejscia do swej nowej siedziby - Kazamatow Nienawisci , gdzie czeka zapewne na Diablo i Baala. Lecz jeden z Radnych oparl sie jego mocy , byl to Khalim. Probowal wrocic zmysly opanowanym Radnym , lecz bezskutecznie. Pewnej nocy zszedl do Kazamatow , by zniszczyc Mefista. Walczyl zaciecie , ale nie mogl sie z nim rownac. Doprowadzony do furii , Pan Nienawisci rozerwal Khalima na kawalki.
Wszystkim , procz Vitherai'owi , rozszerzyly sie oczy , sami nie wiedzieli czy ze zdziwienia , czy ze strachu.
-Z Khalima zostalo tylko - mowil dalej Cain - serce , oko , mozg oraz jego korbacz , ktore Mefisto kazal ukryc w roznych miejscach.Te mag...
-Cainie - przerwal mu Crisper - Ta historia jest zaiste przerazajaca oraz pouczajaca , lecz powiedziales juz ze Mefisto jest w Kazamatach , wiec po co opowiadac dalej?
-Po to , ze bez pomocy Khalima nie wejdziecie do Kazamatow.
-Jak ktos kto niezyje od bardzo dawna moze nam pomoc? - spytal Kisharo.
-Wlasnie mialem do tego przejsc. Wiec Mefisto , dla obrony przed nastepnymi smialkami zaklął wejscie do Kazamat Kula Nienawisci.Natomiast magiczne relikty Khalima , polaczone razem w jedno stworza jedyna rzecz zdolna przelamac ten urok - Wole Khalima.Musicie odnalezc wszystkie artefakty i polaczyc je za pomoca Kostki Horadrimow. Wezcie ja i idzcie do Ormusa , on powinien wiedziec cos na temat lokalizacji relikwii. - wreczyl Kostke Crisperowi -Idzcie , czas dziala na nasza niekorzysc.
-Zapowiada sie niezla zadyma... - mruknal pod nosem Kisharo.
Ormus stal przy obelisku patrzac w niebo , wydawalo sie ze nie zauwazyl ich przyjscia.
-Ormusie , potrzebujemy Twojej pomocy. - zaczal bez wstepow Crisper.
-Slucham Crisperze. - odparl mag dalej patrzac w niebo.
-Czy wiesz gdzie znajduja sie relikty Khalima?
-Ah , wiec ruszacie dokonac kolejnego czynu ktory wyryje sie zlotymi literami na kartach historii? Pokonanie Mefista niewatpliwie nie bedzie zadaniem latwym. - spojrzal na nich wzrokiem w ktorym bylo widac obawe. -Co do reliktow , oko Khalima znajduje sie w Jaskini Pajakow , serce w kanalach pod bazarem Kurast , mozg na najnizszym poziomie Podziemi Lupiezcow , korbacz jest w posiadaniu Rady Zakarum. Powodzenia. - i zapatrzyl sie znowu w niebo.
Ruszyli znowu w dzungle.
Rozdzial Trzydziestypiaty , A.D 1568 , Miesiac Czwarty , Dzien Trzynasty
-Firestorm! - krzyknal Crisper w strone biegnacych do niego grupy fetyszy. Potezny strumien szalejacego ognia rozchodzacy sie na spora szerokosc wystrzelil z rak Druida.
-Otoczyly nas gnojki. - rzekl spokojnym glosem Kisharo.
-Jak widac. Ma ktos jakis pomysl?
Jaskinia Pajakow byla tuz-tuz , lecz niewiadomo skad braly sie setki , tysiace fetyszy ktore nadchodzily zewszad. Szostka bohaterow radzila sobie , lecz nie bylo sposobu by wejsc do jaskini. Fetysze , choc padaly po jednym uderzeniu kazdego z Telum Caelumi , skutecznie stopowaly druzyne.
-To sie zaczyna robic nudne. - powiedzial Assassin zabijajac kolejnych kilku fetyszy
-Ktos je przywoluje , jestem pewien. - rzekl Zychu
-No , no , no. Wreszcie na to wpadles. - rozglegl sie szyderczy glos dochodzacy zza drzew. Po chwili wylonila sie postac z zielonymi wlosami ulozonymi w zgrabny czub , zwany potocznie irokezem , wysoka i odziana w szary uniform kupca , tyle widzieli gdyz postac skrywala sie w cieniu drzew. Gdy bylo go widac troche bardziej zauwazyli wyraznie rysy twarzy elfa.
-Witam przed wejsciem do Jaskini Pajakow. Nazywam sie Locke , strzege jej wejscia przed glupcami szukajacymi slawy. Po co tu przybyliscie? Widze po Waszej technice walki ze nie jestescie "jakimis-tam-rycerzykami". - mimo szyderczego glosu widac bylo ze Locke nie ma zlych zamiarow , bo skoro mogl przywolac tyle fetyszy , zapewne mogl ich zabic lecz tego nie zrobil.
Bohaterowie przedstawili sie po kolei i wyjawili cel swojej podrozy. Locke chwile milczal; siegnal do jednej z wielu kieszeni swego ubrania i wyciagnal z niego spory zwoj , ktory rzucil Crisperowi. Druid zdzwiwiony zlapal przedmiot i zanim ktokolwiek zdarzyl sie zapytac co to jest , elf sie odezwal:
-To mapa tej piekielnej dzungli oraz podziemi pod nia az do Travincal , nie pytajcie mnie skad ja mam. Ruszajcie czym predzej. - wskazal na Jaskinie
Szostka bohaterow , lekko oszolomiona podziekowala w milczeniu i ruszyla do jaskini. Gdy nie bylo juz ich slychac , elf zmienil postac. Stal sie Aniolem ze skrzydlami demona , odziana w blekitna tunike oraz trzymajaca w jednej rece strasznie gruba ksiege , lecz dalej o twarzy elfa.
To bylem ja , Quizar , jeden z Obserwatorow , moim zadaniem bylo spisywanie dziei planety Ziemia oraz jej mieszkancow. Inni Obserwatorzy pisali kroniki innych swiatow , planet , bylismy wielkimi kronikarzami wszechswiata , zostalismy stworzeni przez Wszechmogacego i jemu podlegalismy. Wiem , ze nie powinienem im pomagac , lecz zrobilem to ciagniety dziwna sila , wiec sadze ze tak mialo byc. Stalem sie niewidzialny , i ruszylem za ludzmi z Telum Caelumi.
Jaskinia byla niezbyt milym miejscem. Wszedzie bylo pelno pajeczyn , kokonow , zwlok... Do tego odor zgnilizny oraz odchodow przyprawial o , co najmniej , mdlosci.
-Mowilem Wam juz , ze nie cierpie pajakow? - zapytal poprzez zasloniete dlonia usta Kisharo.
-Co najmniej z dwiescie razy , a co? - odparla mu Hoshi , ktora , tak jak zreszta wszyscy , zakrywala usta dlonia.
-A nic , tak pytam.
Zychu , Vitherai i D'arc , jako ze ich bron najlepiej dawala sobie rade z pajeczynami , szli przodem , w srodku szedl Crisper , natomiast Hoshi i Kisharo oslaniali tyly. Narazie posuwali sie na przod bez problemu , nie napotykali na swojej drodze zadnych niebezpieczenstw. Byl to tak dziwny zbieg okolicznosci , ze az podejrzany.
-Nie uwazacie , ze idzie troche za latwo? - bardziej stwierdzil , niz zapytal Crisper. -Przeszlismy juz spory kawal , a ani serca Khalima , ani pajakow nie widac.
-Bo chodzimy w kolko , patrzcie. - powiedzial Zychu wskazujac mieczem kokon , ktory wszyscy od razu skojarzyli. Mijali go juz dobre kilka razy.
-No nie! Znowu! To zaczyna mnie wkurzac. - powiedzial Kisharo uderzajac piescia w sciane. Nagle wszyscy uslyszeli gluchy szczek , i po chwili , spadali w dol.
-Mam dziwne wrazenie , ze spotkanie z ziemia nie bedzie milym przezyciem , nie sadzicie? - zapytala D'arc , lecz nikt jej nie odpowiedzial. I nagle uderzyli w cos miekkiego.
-Witam ponownie...hahahaha... - uslyszeli piskliwy glosik.
Gobliny. Setki goblinow , uzbrojonych w roznoraka maszynerie.
-Pojmac ich! - odezwal sie ten sam glos.
Ostatim co zapamietali , bylo to ze wszystkie gobliny jak jeden maz rzucily sie na nich...
Rozdzial Trzydziestyszosty , A.D 1568 , Miesiac Czwarty , Dzien Czternasty
-Dalismy sie zlapac bandzie zielonych , malych kretynow... - jeczal Kisharo
Siedzieli w celi zbudowanej z jakiegos dziwnego metalu , natomiast na rekach i nogach mieli kajdany blokujace mozliwosc uzycia magii.
-Cicho badz , staram sie podsluchac straznikow. - powiedzial Crisper , ktory od dluzszego czasu przystawial ucho do sciany celi.
Ich bron i ekwipunek , lezaly niedaleko nich , lecz niemozliwym bylo cos zrobic w tych kajdanach.
-Gdyby tylko Migoq zyl... - szeptala D'arc
Nagle Crisper zbladl. Wszyscy spojrzeli na Druida , z niewymownym pytaniem w oczach.
-Mamy byc straceni za godzine...Spaleni zywcem... - powiedzial spuszczajac glowe. - Nie ma szans zebysmy sie uratowali , te kajdany sa zbyt dobre...
-Spa...Spaleni...? - jeknela Hoshi.
Druid kiwnal glowa.
-Nic nam nie bedzie. - powiedziala D'arc , z determinacja w oczach.
-A niby jak chcesz nas uratowac? - zapytal ironicznie Kisharo
-Nie ja...Ale czuje...Ze ktos nam pomoze...
Wszyscy starali sie podniesc na duchu , jedynie Vitherai milaczal zamyslony.
Po godzinie , ktora wydawala sie szostce bohaterow piecioma minutami , drzwi celi otwarly sie i do srodka weszlo czworo uzbrojonych goblinow.
-Ruszac sie! - krzyknal do nich jeden , wskazujac drzwi.
Gobliny wyprowadzily ich , poprzez labirynt korytarzy , na zewnatrz , gdzie czekalo na nich przygotowane szesc pali...
-No , to chyba czas sie pozegnac. - powiedzial Kisharo , gdy zaczeto ich przywiazywac do pali.
W tej samej chwili , w swiecie zmarlych , Migoq ktory wciaz podrozowal poprzez bezdroza piekiel , nagle poczul , ze dzieje sie cos niedobrego...
-"Zobaczymy , czy moje moce telekinetyczne rozwinely sie na tyle , aby widziec co sie dzieje w swiecie zywych..." - pomyslal mnich , skupiajac swoj umysl na piatce przyjaciol. I ujrzal wizje.
-Na to Wam nie pozwole... - powiedzial juz na glos. Zaczal kumulowac energie. Rozswietlil sie blekitnym blaskiem , niedaleko niego zaczely uderzac blyskawice , a skaly unosily sie w gore.
-RRRRRRRRRRRRRRRAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!! - wykrzyknal , i cala energia jaka z siebie mogl wydobyc , odleciala w gore w postaci swietlistej blyskawicy.
Migoq padl wycienczony na ziemie.
-Tez mi sztuczka , Saralier jednak zna sie na zakleciach...mam nadzieje...ze to podziala... - zemdlal.
Na Ziemi , szostka bohaterow sluchala wywodow przywodcy goblinow , i czekala na smierc. Jedynie z D'arc , bila niezwykla determinacja i pewnosc , ze przezyja.
Nagle , niewiadomo skad , w gobliny uderzyl ogromny grom , zabijajac dobre dwadziscia z nich. Zanim ktokolwiek to spostrzegl , drugi grom uderzyl w innych goblinow , i trzeci , i czwarty. Wszystkie gobliny padly trupem. Ostatnia blyskawica , duzo juz slabsza , uderzyla w podest na ktorym stali bohaterowie , niszczac go , a takze kajdany , ktore ich petaly.
Wszyscy , oprocz D'arc , bezgranicznie zdziwieni powlekli sie spowrotem do podziemi po swoje rzeczy. W celi , szybko ubrali swoj ekwipunek , i zaczeli sie zastanawiac , jak wrocic do Jaskini Pajakow.
-Przydaloby sie wiedziec wogole , gdzie jestesmy. Nie wiadomo gdzie te zielone glupki nas zawlekly. - powiedzial rzeczowo Assassin.
-Mamy mape od tego zielonowlosego elfa , moze jest na niej zaznaczone polozenie tych podziemi. - odparl Druid rozwijajac zwoj , ktory dostali od Locke'a.
Nagle kartka pergaminu rozblysla swiatlem , ukazujac na mapie narysowanej na niej pozycje na ktorej znajdowala sie szostka bohaterow.
-Fiufiu - zagwizdal Kisharo -Niezly bajer.
Stloczyli sie nad magiczna mapa , starajac sie znalezc Jaskinie Pajakow.
-Jest - powiedzial Druid wskazujac palcem miejsce na mapie -Nie tak daleko , ale troche trzeba bedzie przejsc.
-Ruszajmy wiec czym predzej. - rzekl Assassin
Zaczeli wiec przedzierac sie przez dzungle.
D'arc ciagle szla zamyslona , jakby cos ja dreczylo. Vitherai zauwazyl to , i zrownal sie z nia krokiem.
-Co sie dzieje? - zapytal bez wstepow szeptem Ninje.
-Nie , nic...Czuje sie jakos dziwnie...
-To znaczy jak?
-Jakby cos...Albo ktos , ciagle nad nami czuwal...
-Moze to ten Migoq o ktorym tak czesto mowicie?
-On niezyje...
-To niczego nie zmienia , smierc nie jest koncem. Jest poczatkiem. Zycie ludzkie jest nieustannym marszem do tego poczatku , jakby wprowadzeniem. Ludzie boja sie smierci , bo mysla ze ona jest wlasnie koncem , i ze dalej nic juz nie ma. Nic bardziej mylnego...
-A co jest po smierci?
-Niedlugo sie dowiesz...Bramy Piekiel sa tuz-tuz i czekaja az pokonamy ich straznika , i wkroczymy do krolestwa zmarlych...Bardzo mozliwe , ze spotkacie tam Migoq'a.
D'arc pocalowala Vitheraia.
-Dziekuje , nawet nie wiesz jaka radosc mi sprawiles...Moj brat napewno na nas tam czeka...
Przedzierali sie dalej przez dzungle juz w milczeniu.
Rozdzial Trzydziestysiodmy , A.D 1568 , Miesiac Czwarty , Dzien Czternasty na Pietnasty
Pozno w nocy , dotarli znowu do wejscia Jaskini.
-Podobno jest przyslowie "Nie wchodzi sie dwa razy do tej samej rzeki". - powiedzial Kisharo
-No to wchodzimy! - odparl mu Druid smiejac sie.
Weszli ponownie do srodka , lecz teraz bylo tu zupelnie inaczej. Czuc bylo , ze mieszkancy tej groty wrocili.
-Mam wrazenie , ze teraz tak latwo nie pojdzie. - rzekl mimochodem Assassin trzymajac katary w gotowosci.
Ruszyli , posuwajac sie powoli i nasluchujac.
hmm , calosc w trzech postac , nie tak zle
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
wercia
Poring
Dołączył: 17 Lis 2006
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: -Grójec City-
|
Wysłany: Wto 14:49, 21 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Dlaczego Miłość jest ślepa?
Powiadają, że pewnego razu spotkały się na Ziemi wszystkie uczucia i cechy ludzkich istot. Gdy Znudzenie ostentacyjnie ziewnęło po raz trzeci, Szaleństwo, jak zwykle obłędnie dzikie, zaproponowało: - Pobawmy się w chowanego! Intryga, niezmiernie zaintrygowana, uniosła tylko lekko brwi, a Ciekawość, nie mogąc się powstrzymać, spytała z typowym dla siebie zainteresowaniem: - W chowanego? A co to takiego? - To zabawa - wyjaśniło żywo Szaleństwo - polegająca na tym, iż ja zakryję sobie oczy i powolutku zacznę liczyć do miliona. W międzyczasie wy wszyscy dobrze się schowacie, a gdy skończę liczyć, moim zadaniem będzie was odnaleźć. Pierwsze z was, na którego kryjówkę trafię, zajmie moje miejsce w następnej kolejce. Podekscytowany Entuzjazm zaczął tańczyć w towarzystwie Euforii, Radość podskakiwała tak wesolutko, iż udało się jej przekonać do gry Wątpliwość, a nawet Apatię, której nigdy niczym nie dało się zainteresować. Jednakże nie wszyscy chcieli się przyłączyć. Prawda wolała się nie chować, w końcu i tak zawsze ją odkrywano. Duma stwierdziła, że zabawa jest głupia, ale tak naprawdę w głębi duszy gryzło ją, iż pomysł wyszedł od kogoś innego. Tchórzostwo z kolei nie chciało ryzykować. - Raz, dwa, trzy - zaczęło liczyć Szaleństwo. Najszybciej schowało się Lenistwo, osuwając się za pierwszy lepszy napotkany kamień. Wiara pofrunęła do nieba, a Zazdrość ukryła się w cieniu Triumfu, który z kolei wspiął się o własnych siłach hen! Na sam szczyt najwyższego drzewa. Wspaniałomyślność długo nie mogła znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca, gdyż wszystkie kryjówki wydawały się jej idealne dla przyjaciół: krystalicznie czyste jezioro było wymarzonym miejscem dla Piękności, dziupla - w sam raz dla Nieśmiałości, motyle skrzydła stworzono dla Zmysłowości, powiew wiatru okazał się natomiast najlepszy dla Wolności. W końcu Wspaniałomyślność schowała się za promyczkiem słońca. Z kolei Egoizm znalazł sobie, jak sądził, wspaniałe miejsce: wygodne i przewiewne, a co najważniejsze - przeznaczone tylko, tylko dla niego. Kłamstwo schowało się na dnie oceanów, a może skłamało i tak naprawdę ukryło się za tęczą? Pasja i Pożądanie w porywie gorących uczuć wskoczyli w sam środek wulkanu. Niestety wyleciało mi z pamięci, gdzie skryło się Zapomnienie, lecz to przecież mało ważne. Gdy Szaleństwo liczyło dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć, Miłość jeszcze nie zdołała znaleźć sobie odpowiedniego miejsca. W ostatniej chwili odkryła jednak zagajnik dzikich róż i schowała się wśród ich krzaczków. – Milion - krzyknęło na końcu Szaleństwo i dziarsko zabrało się do szukania. Od razu, rzecz jasna, odnalazło schowane parę kroków dalej Lenistwo. Chwilę potem usłyszało Wiarę rozmawiającą w niebie z Panem Bogiem. W ryku wulkanów wyczuło natomiast obecność Pasji i pożądania. Następnie, przez przypadek, odnalazło Zazdrość, co szybko doprowadziło je do kryjówki Triumfu. Egoizmu nie trzeba było wcale szukać, gdyż jak z procy wyleciał ze swej kryjówki, kiedy okazało się, iż wpakował się w sam środek gniazda dzikich os. Trochę zmęczone szukaniem Szaleństwo przysiadło na chwilę nad stawkiem i w ten sposób znalazło Piękność. Jeszcze łatwiejsze okazało się odnalezienie Wątpliwości, która, niestety, nie potrafiła się zdecydować, z której strony płotu najlepiej się ukryć. W ten sposób wszyscy zostali znalezieni: Talent wśród świeżych ziół, Smutek - w przepastnej jaskini, a Zapomnienie... cóż, już dawno zapomniało, iż bawi się w chowanego. Do znalezienia pozostała tylko Miłość. Szaleństwo zaglądało za każde drzewko, sprawdzało w każdym strumyczku, a nawet na szczytach gór i już, już miało się poddać, gdy odkryło niewielki różany zagajnik. Patykiem zaczęło odgarniać gałązki... Wtem wszyscy usłyszeli przeraźliwy okrzyk bólu. Stało się prawdziwe nieszczęście! Różane kolce zraniły Miłość w oczy. Szaleństwu zrobiło się niezmiernie przykro, zaczęło prosić, błagać o przebaczenie, aż w końcu poprzysięgło zostać przewodnikiem ślepej z jego winy przyjaciółki. I to właśnie od tamtej pory, od czasu, gdy po raz pierwszy bawiono się na Ziemi w chowanego, Miłość jest ślepa i zawsze towarzyszy jej Szaleństwo.
:wink: :wink:
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Yogurt
Władca Sirionu
Dołączył: 29 Paź 2006
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Kraków?
|
Wysłany: Sob 22:35, 25 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Migoq........ Miło się czyta.... Napisane polskim nurmalnym językiem nie jakimś takim bardzo wybitnie epickim xD Napisz więcej poczytam masz fajny styl
wercia...... miłe i fajowe moge to opublkowac na jednym forum ?? oczywiście napisze że autorką jesteś
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
wercia
Poring
Dołączył: 17 Lis 2006
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: -Grójec City-
|
Wysłany: Wto 18:14, 28 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
No pewnie, jak chcesz
----------------
hmm... a jakie to forum?
Yo shall no pass! I am the servant of secret Edit, I rule the flame of Edit! - said Gandalf and casted the "Edit" spell...-Ed
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Keano
Poring
Dołączył: 17 Paź 2006
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Wto 23:48, 28 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Wercia bardzo fajne i takie jakieś prawdziwe
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Edgar NieDoKońcaPoczciwy
Moderator
Dołączył: 20 Paź 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z tej magicznej strony Gdańska
|
Wysłany: Śro 17:38, 29 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Wercia, jedno słowo apropo twego opowiadania - piękne. Po prostu piękne. I inne słowa są zbędne.
Chcę więcej, jesli masz .
Ha! No to teraz moja kolej. Jak zwykle z lenistwa nie napisałem tego sam z siebie, lecz jako wypracowanie z polskiego.
"Moja wizja końca świata"
Jak bańka mydlana przekłuta palcem, tak skończy się świat. Wszyscy zamrą na króciutki ułamek sekundy w swych codziennych zajęciach, ich umysły szarpnął się, wierzgnął zaciekle. Wszystko straci sens, wszystko nagle rzuci nowe światło, wszystko wyda się mieć sens, a potem go straci...a potem zyska. Na końcu Ederejstes, ptak zagłady, wyśpiewa żałobnął nutę. Wszystko to będzie trwać króciutki ułamek sekundy. A potem nie będzie już nic.
Lecz pustka to brak, pustka to zagubiony pod łóżkiem kawałek puzzla. Wyobraźcie sobie, że nie będzie już nic. Wyobraźcie sobie, że cały wszechświat spoczywa w kieszeni uśmiechniętego staruszka. Wyobraźcie sobie, że on też zniknie.
Wtedy Bóg którego nie ma wstanie i zgasi światło, którego nie było. A potem on, nieistniejąca żarówka i pustka, którą po sobie pozostawią - znikną. Ostanie jeno trzask zamykanych drzwi niebędących drzwiami. Ale i ten dźwięk przebrzmieje, zniknie.
Ludzkość chciałaby odejść z hukiem, zostawić po sobie choć pył. Ale jej nikt nie pyta o zdanie.
I tak, w ciągu króciutkiego ułamka sekundy, świat skończy się, pęknie jak bańka mydlana, lecz nawet nikły zapach mydła nie pozostanie.
I nikt nie ukłoni się zasłużenie.
I nikt nie wstanie z miejsca i nie zaklaszcze z uznaniem.
I nikt nie posprząta sali po wielkim spektaklu.
Taki będzie kres świata, którego nie było.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|